Jest rok 1972. UNESCO - organizacja wyspecjalizowana ONZ - ustanawia "Listę światowego dziedzictwa". Mają na nią trafić arcydzieła dziedzictwa kulturowego: zabytki, groty, zespoły budowli, dzieła człowieka, stanowiska archeologiczne oraz cuda dziedzictwa naturalnego: pomniki przyrody, parki narodowe, formacje geologiczne, strefy naturalne.

Jest rok 1978. Pierwszych 12 obiektów zostaje wpisanych na tą prestiżową Listę. Wśród nich 2 w Polsce: Stare Miasto w Krakowie i Kopalnia Soli w Wieliczce. W następnych latach kolejne miejsca o "wyjątkowej powszechnej wartości" trafiają na Listę, coraz więcej państw przyjmuje lub ratyfikuje Konwencję.

Jest rok 2013. Lista liczy sobie już kilkaset miejsc. Po powrocie z Bliskiego Wschodu wpadam na pomysł, by odwiedzić, poznać i utrwalić na zdjęciach jak najwięcej z nich.

Jest rok 2018. Zakładam bloga, by podzielić się z Wami tym, co widziałem...

Na chwilę obecną - po konferencji w Rijadzie we wrześniu 2023 - Lista obejmuje 1202 obiekty (w tym 3 obiekty skreślone), w 168 Państwach-Stronach Konwencji.

wtorek, 14 lipca 2020

Walonia kopalnie

 ...visit № 155...



...czyli: o złotych latach przemysłu górniczego w Belgii...


Podczas rewolucji przemysłowej w XIX wieku hutnictwo i przemysł ciężki, które w głównej mierze opierały się na węglu, stanowiły podstawową gałąź gospodarki wielu europejskich krajów. Nie inaczej było w Belgii - powstała tu "dolina przemysłowa" (fr. sillon industriel), czyli pas ziemi o długości 170 km i szerokości od 3 do 15 km, przecinający ten kraj ze wschodu na zachód, zawierający w sobie wszystkie najważniejsze miejsca wydobycia węgla kamiennego oraz wielkie aglomeracje Walonii. I choć dzisiaj "czarne złoto" prawie przestało się liczyć w przemyśle, a większość belgijskich kopalń straciła już dawno swą infrastrukturę, cztery główne ośrodki górnicze utrzymały w dużym stopniu swój zabytkowy, spójny układ: położona w prowincji Liège kopalnia Blegny-Mine oraz obiekty zlokalizowane w prowincji Hainaut - Bois du Cazier, Bois-du-Luc i Grand-Hornu. Zawierają nie tylko relikty przemysłu związanego z wydobyciem węgla, to również znakomicie zachowane przykłady utopijnej architektury z wczesnych okresów ery przemysłowej oraz świadectwa nowego, wcześniej nie znanego zjawiska społecznego, jakim stał się wtedy paternalizm...
Definicja paternalizmu mówi wyraźnie - to ingerencja w działanie lub ograniczenie wolności grupy osób, motywowana ich dobrem lub koniecznością ochrony. Jednostki, które otacza się taką specyficzną "opieką", uznawane są za niezdolne do samodzielnego kierowania swoim postępowaniem i w konsekwencji wymagające pomocy i kontroli. Zjawisko to w XIX wieku trafiło na podatny grunt wśród przemysłowców i właścicieli fabryk - metoda "kija" przestawała działać, robotnicy coraz częściej buntowali się i przestawali być posłuszni. Trzeba było do klasy robotniczej podejść inaczej, zacząć wspierać pracownika, wytworzyć wręcz rodzinny charakter relacji pomiędzy nim a pracodawcą. Dyrektor czy właściciel przejmował obowiązki "ojca" wobec swych "dzieci na etacie", był odpowiedzialny za ich dobro, w zamian za co należał mu się szacunek i posłuszeństwo. Żeby pracownicy mieli blisko do fabryki i nie myśleli o przejściu do konkurencji, należało dać im mieszkania w pobliżu, zapewnić opiekę lekarską i szkoły dla potomstwa. Znaleźć im zajęcie - ogródki działkowe, hodowlę drobiu czy majsterkowanie, żeby nie rozpijali się zbytnio w wolnym czasie i nie marzyli o socjalizmie. Wybudować kościół, by zadbać o ich duchowe potrzeby. Robotnik zaś miał sumiennie pracować, od rana do nocy czuć wszechobecną troskę pracodawcy i opiekuńcze skrzydła nad sobą, jak również zdawać sobie sprawę, co będzie, gdy się z tego układu wyłamie - wtedy czeka go głód, nędza, bezrobocie i wykluczenie ze społeczności. Nowy, genialny w swej prostocie trend szybko rozprzestrzenił się wśród przedsiębiorców w całej Europie - na naszym, polskim podwórku jakże wyraźnie widoczny po dziś dzień w żyrardowskiej Osadzie Fabrycznej, łódzkim Księżym Młynie czy na Górnym Śląsku z jego osiedlami familoków...
Pierwsze z czterech miejsc, wpisanych na Listę UNESCO jako główne stanowiska górnicze Walonii, leży na skraju małej miejscowości Trembleur nieopodal Liège. Obszerny parking sąsiadujący z tym obiektem świeci pustkami, gdy wczesnym rankiem zostawiamy na nim samochód. Kopalnia Blegny-Mine, bo o niej mowa, główną bramę ma już o tej porze otwartą na oścież:



    1. Brama wejściowa na teren kopalni Blegny-Mine

Jako że pokłady węgla w tych okolicach znajdowały się tuż pod powierzchnią ziemi, pierwsze wydobycie czarnych brył znakomicie nadających się do spalania rozpoczęli już w XVI wieku mnisi z pobliskiego opactwa Val-Dieu. Profesjonalny szyb kopalniany powstał tu w 1779 roku, za nim pojawiły się kolejne. W 1887 dwie spółki koncesyjne zarządzające zakładem co prawda zbankrutowały, ale po dwudziestu latach belgijskie przedsiębiorstwo Societe anonyme des Charbonnages d'Argenteau przejęło kompleks, podjęło fedrunek, a kopalnia znów zaczęła generować zyski. W szczytowym okresie przypadającym na lata 70. ubiegłego wieku produkowała 232 000 ton węgla rocznie i zatrudniała 680 pracowników.



    2. Kopalnia Blegny-Mine - widok na charakterystyczną wieżę płuczki węgla i jeden z szybów

Była jedną z ostatnich czynnych kopalni węgla w prowincji Liège, definitywnie zamknięta została w 1980 roku. Wkrótce potem przekształcono ją w muzeum. Próbujemy z Margitą dowiedzieć się od przemykającego chyłkiem osobnika w kasku, wyglądającego na pracownika, o możliwości zwiedzenia kompleksu, ten jednak posługuje się tylko językiem francuskim, zupełnie dla nas niezrozumiałym. Dopiero z informacji na bramie odczytujemy, że z powodu pandemii zjazd do szybów jest na razie wstrzymany do odwołania...
Więcej szczęścia mamy dwa dni później, gdy meldujemy się pod bramą zakładu Bois du Cazier w walońskim miasteczku Marcinelle. Tu wszystko otwarte jest dla publiczności - teren kopalni z całą jej infrastrukturą oraz mieszczące się w jednym z budynków Muzeum Przemysłu i wystawa przedmiotów użytkowych ze szkła. 



    3. Brama i budynki kopalni Bois du Cazier w Marcinelle

Historia górnictwa na tym terenie zaczyna się od koncesji na wydobycie węgla przyznanej 30 września 1822 roku dekretem królewskim spółce Societe anonyme du Charbonnage du Bois du Cazier. Szybko wydrążone dwa szyby kopalniane o głębokości 765 metrów i 1035 metrów zaczęły dostarczać "czarne złoto" na powierzchnię, osiągając w połowie lat 50. ubiegłego wieku rekordowe ilości 170 500 ton wydobytego kruszcu rocznie. Pracę znalazło tu wielu górników z całej Europy, głównie z Włoch i Polski, emigrujących ze swych ojczyzn "za chlebem" w latach kryzysu.



    4. Rekonstrukcja podziemnego szybu w kopalni Bois du Cazier

8 sierpnia 1956 roku o godzinie 8:10 mechanizm wyciągowy w jednym z szybów kopalni Bois du Cazier niespodziewanie ruszył w górę, zanim wagon z węglem został całkowicie załadowany do klatki. Kable elektryczne zostały zerwane, powodując podziemny pożar. Pękły również rury przewodzące olej i dostarczające powietrze do szybu. Dym i tlenek węgla rozprzestrzeniły się po kopalni, zabijając 262 górników uwięzionych pod ziemią... Był to najtragiczniejszy wypadek w historii belgijskiego górnictwa - życie stracili robotnicy z 12 krajów, głównie Belgowie i Włosi. Niesamowite wrażenie robi czarno-białe zdjęcie z tych wydarzeń, które powiększone na całą ścianę oglądamy w miejscowym muzeum, przedstawiające ogromny tłum żon, matek i dzieci górników, zgromadzony przed bramą kopalni i czekający na wieści, kto przeżył...



    5. Bois du Cazier - rdzewiejące maszyny górnicze na tle dwóch kopalnianych szybów

Wypadek sprawił, że zakład wydobywczy już się nie podniósł - firma zarządzająca została zlikwidowana w 1961 roku, zaś kopalnia zamknięta na dobre sześć lat później. Nie dano jej umrzeć, udostępniając kompleks do zwiedzania i adaptując budynki na centrum poznawcze, muzeum i sale warsztatów dla seniorów z domów opieki i osób z niepełnosprawnością.
Trzecie odwiedzone przez nas miejsce jest już bardzo bliskie ideałom paternalizmu. Bois-du-Luc to kopalnia leżąca w pobliżu miasta La Louvière, która dzisiaj zachowana jest jako doskonały przykład zabytku ery przemysłu węglowego w Belgii:



    6. Bois-du-Luc - brama do kopalni i szybu Saint-Emmanuel

Należąca za czasów świetności do spółki Societe des Charbonnages de Bois-du-Luc et d'Havre, była jedną z najstarszych kopalni w Belgii, z zarejestrowaną działalnością od 1685 roku. Znana jest z otaczającego ją "osiedla robotniczego" (fr. cité ouvière) z kościołem św. Barbary i charakterystycznymi domkami dawnych górników. Miasteczko zajmujące powierzchnię 2 hektarów postawione zostało w XIX wieku na potrzeby pracowników kopalni i jest dziś wymownym świadectwem walońskiego paternalizmu przemysłowego:



    7. Bois-du-Luc - domki górników w osiedlu robotniczym, czyli familoki made in Belgium

Jeśli Bois-du-Luc podaje się jako przykład paternalizmu, tak Grand-Hornu, czyli czwarty z walońskich ośrodków górniczych, jest wręcz symbolem tej idei, wzorcem jedynym i ostatecznym. Miał w swym zamyśle stać się miastem idealnym, ze szpitalem, szkołami, domami pracowników, ogrodami działkowymi, terenami rekreacyjnymi i oczywiście zakładami pracy - głównie kopalniami. Dobrodziejem i łaskawcą był tu właściciel fabryk, a mieszkańcy za jego ojcowską opiekę odwdzięczali się ciężką pracą, czując jednocześnie szczęście i uznanie. I taki twór rzeczywiście powstał... Grand-Hornu leży około 10 km na zachód od miasta Mons. Kroniki wspominają, że eksploatacja węgla w tym miejscu zaczęła się w 1778 roku. Pierwszy właściciel, niejaki Charles Sebastien Godonnesche, miał mocno pod górkę - mnożyły się trudności finansowe, wyzyskiwani nieludzko pracownicy grozili buntem, przyszłość zakładu była bardzo niepewna. Gdy po 22 latach szefowania odszedł z tego łez padołu, wdowa po nim, nie namyślając się długo, sprzedała koncesję na wydobycie czarnego kruszcu, a nabywcą został bogaty kupiec i przedsiębiorca z Lille - Henri De Gorge. No i zrobił totalną rewolucję: wznowił wydobycie, mało tego, do działających już czterech szybów dołożył piąty, co pozwoliło na eksploatację odkrytych właśnie bogatych pokładów węgla. Zatrudnił też znanego i cenionego architekta Bruno Renarda, by wokół kopalń zaprojektował modelowe miasto pracownicze, zdolne przyciągnąć i zatrzymać jak najwięcej siły roboczej. Narodził się Grand-Hornu - świadectwo potęgi epoki przemysłowej! 
Zwiedzanie tego utopijnego przedsięwzięcia jest płatne, przynajmniej jeśli chodzi o główny obiekt kompleksu - owalny dziedziniec wkomponowany w prostokątny układ budynków przemysłowych. Do wnętrza wchodzimy przez neoklasycystyczny portyk, za którym, ze środka centralnego placu, patrzy na nas z cokołu sam "ojciec" - kamienny Henri De Gorge:



    8. Grand-Hornu - owalny dziedziniec z pomnikiem właściciela okolicznych kopalń

Zabudowania otaczające centralny dziedziniec mieściły niegdyś warsztaty konstrukcji maszyn, magazyny, odlewnię żelaza i miedzi, piec koksowniczy oraz stajnie. Największy z budynków, na który patrzy Henri De Gorge, był siedzibą administracji całego kompleksu przemysłowego, Domem Inżynierów (fr. Maison des Ingénieurs). Dokładnie naprzeciwko ostały się ruiny dawnej Sali Maszyn (fr. Salles des Machines), z racji swej osobliwej architektury nazywanej także Katedrą:



    9. Grand-Hornu - "Katedra", czyli pozostałości dawnej Sali Maszyn

Oprócz spaceru na świeżym powietrzu wokół owalnego dziedzińca, bilet uprawnia do odwiedzenia ekspozycji dotyczących historii tego miejsca, kolekcji zdjęć oraz wystawy wzornictwa i sztuki użytkowej. Bezpłatne natomiast jest zwiedzanie pobliskiego zachowanego osiedla robotniczego, składającego z dawnego ratusza, szpitala, szkoły, terenów zielonych oraz 425 domów, ustawionych wzdłuż 6 szerokich ulic. Każde mieszkanie posiadało piec chlebowy, bieżącą wodę oraz niewielki ogródek. W czasie swej świetności, czyli około 1830 roku, żyło tu przeszło 2500 mieszkańców. Czynsz za wynajem w tamtym czasie "ojciec" Henri De Gorge określił bardzo precyzyjnie - potrącał pracownikowi jeden dzień z tygodniowego wynagrodzenia. A paternalizm? Nie wylądował na śmietniku historii - w trochę zmienionej formule ma się dziś całkiem nieźle, co widać w sposobie zarządzania japońskich i koreańskich korporacji...


Pamiątkowy bilet do Grand-Hornu:












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz