Jest rok 1972. UNESCO - organizacja wyspecjalizowana ONZ - ustanawia "Listę światowego dziedzictwa". Mają na nią trafić arcydzieła dziedzictwa kulturowego: zabytki, groty, zespoły budowli, dzieła człowieka, stanowiska archeologiczne oraz cuda dziedzictwa naturalnego: pomniki przyrody, parki narodowe, formacje geologiczne, strefy naturalne.

Jest rok 1978. Pierwszych 12 obiektów zostaje wpisanych na tą prestiżową Listę. Wśród nich 2 w Polsce: Stare Miasto w Krakowie i Kopalnia Soli w Wieliczce. W następnych latach kolejne miejsca o "wyjątkowej powszechnej wartości" trafiają na Listę, coraz więcej państw przyjmuje lub ratyfikuje Konwencję.

Jest rok 2013. Lista liczy sobie już kilkaset miejsc. Po powrocie z Bliskiego Wschodu wpadam na pomysł, by odwiedzić, poznać i utrwalić na zdjęciach jak najwięcej z nich.

Jest rok 2018. Zakładam bloga, by podzielić się z Wami tym, co widziałem...

Na chwilę obecną - po konferencji w Rijadzie we wrześniu 2023 - Lista obejmuje 1202 obiekty (w tym 3 obiekty skreślone), w 168 Państwach-Stronach Konwencji.

piątek, 1 maja 2015

Holašovice

...visit № 47...

 

...czyli: o "południowoczeskim baroku wiejskim"...

 

Historyczna wi Holašovice leży w południowych Czechach, tuż obok austriackiej granicy, i by do niej trafić, należy skręcić na zachód w największym mieście regionu, Czeskich Budziejowicach. Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodzą z połowy XIII wieku. W roku 1292 król Wacław II przekazał wieś klasztorowi cystersów z pobliskiego Wyższego Brodu, a Holašovice pozostały własnością zakonników bardzo długo, bo aż do 1848 roku. Miejsce to w przeszłości dotknęły dwa wielkie nieszczęścia. Pierwsze nadeszło w latach 1520-1525, kiedy wieś była zamieszkana przez ludność pochodzenia czeskiego. Epidemia dżumy, szalejąc w ówczesnej Europie, przetoczyła się także po południowych Czechach, pozbawiając życia niemal wszystkich mieszkańców Holašovic. Zakonnicy do opuszczonej wioski stopniowo sprowadzali osadników z pobliskiej Austrii i Bawarii, co spowodowało, że Holašovice zostały niemieckojęzyczną enklawą na terenie Czech. Drugie nieszczęście spadło na wieś po II wojnie światowej. Nie ziściły się marzenia miejscowej ludności o przyłączeniu tych terenów do Rzeszy. W 1946 roku, gdy Holašovice znalazły się w granicach Czechosłowacji, rozpoczęto akcję przymusowego wypędzania mieszkańców narodowości niemieckiej. Przez cały okres komunistycznego reżimu miejscowość stała opustoszała...

Dopiero w 1990 roku przypomniano sobie o starej wiosce. W Holašovicach ocalały 23 zagrody składające się z charakterystycznych budynków, wzniesionych według tego samego wzoru - zazwyczaj w kształcie litery U, z podwórkiem pośrodku. Ich szczyty zwrócone w stronę centralnego, prostokątnego placu, na którym obok małego stawu rybnego stoi budynek kuźni, krzyż i murowana kaplica poświęcona Św. Janowi Nepomucenowi. Same domy też wyjątkowe, bo pomalowane na różne kolory, z dekoracjami sztukatorskimi i starannie wypisanymi datami założenia na fantazyjnych fasadach - miejscowi niemieckojęzyczni mistrzowie murarscy próbowali powielać, tak jak umieli, dekoracje architektoniczne budowli dworskich Czech i Austrii. I nagle, po latach zapomnienia, okazało się, że Holašovice to dobrze zachowana środkowoeuropejska wioska, ze średniowiecznym układem urbanistycznym, a stojące tu XVIII i XIX-wieczne budynki są wyjątkowym przykładem stylu tzw. "południowoczeskiego baroku wiejskiego"!  Ruszyły pełną parą prace konserwatorskie. Pojawili się też pierwsi chętni do zasiedlenia wiekowych zagród. Dziś pięknie odrestaurowane Holašovice są domem dla około 140 stałych mieszkańców...

Do Holašovic trafiamy wczesnym rankiem, po przejechaniu 17 kilometrów dzielących tą malutką miejscowość od Czeskich Budziejowic. Droga wijąca się wśród okolicznych pól i łąk nagle i nieoczekiwanie wpada w sam środek zabudowań, okrąża centralny plac i równie szybko opuszcza wioskę. Holašovice wyglądają na wymarłe - oprócz nas po trawniku kręci się jeszcze ...para Azjatów z kijami do selfie. Powoli przyzwyczajamy się do faktu, że turyści z Dalekiego Wschodu są już wszędzie - przyjemności ich spotkania nie mieli już tylko Armstrong z kolegami, gdy stawiali swe stopy na Księżycu :) Jest 1 maja, a data ta okaże się już niedługo brzemienną w wydarzenia...

 

     1. Samochód zostawiamy na trawniku przed domem nr 15 i 16

 

Majowe niebo nie wygląda za ciekawie - lada chwila z ciężkich chmur może lunąć deszcz. Robimy z Margitą krótki rekonesans wokół centralnego placu:

 

     2. Charakterystyczne zagrody z budynkami o szczytach zwróconych do centralnego placu

 

    3. Zdobione fasady domów nr 5 i nr 6

 

W domu pod numerem 6 znajduje się małe muzeum poświęcone tradycyjnemu gospodarstwu i życiu południowoczeskiej wsi. Tu także można swobodnie obejrzeć sobie podwórze zagrody:

 

     4. Podwórze domu nr 6 z wejściem do małego muzeum

 

Powoli okrążając centralny plac natykamy się na kolejne domy o pięknie zdobionych fasadach:

 

    5. Dom nr 1...

 

    6. ...oraz domy nr 3 i nr 4 

 

Przy krótszych bokach centralnego placu nie ma już tak zwartej zabudowy, niemniej budynki tu stojące również warte są uwagi:

 

     7. Domy nr 21 i nr 22

 

Mała kaplica Św. Jana Nepomucena, stojąca na starannie przystrzyżonym trawniku centralnego placu, została również przyozdobiona pasującą do reszty domów barokową fasadą w kształcie dzwonu:

 

      8. Kaplica Św. Jana Nepomucena z 1755 roku, przebudowana następnie w stylu "baroku ludowego"

 

Obejście całej wioski, wraz z robieniem zdjęć, zajmuje nam niecałą godzinę. Idąc do samochodu, mijamy jeszcze niewielki staw rybny, ulokowany w samym środku centralnego placu:

 

    9. Staw rybny i architektura "południowoczeskiego baroku wiejskiego" w tle

 

Już mamy wsiadać i odjeżdżać, gdy raptem dochodzą do nas jakieś niepokojące odgłosy - śpiewy, okrzyki i warkot zdezelowanych silników. Dwóch turystów z Azji również zaprzestaje strzelania fotek wszystkiemu wokół i ciekawie nadstawia uszu. Gwar i hałas stopniowo narasta i nagle już wszystko wiadomo - przecież jest 1 Maja, Święto Pracy, a tu, w Holašovicach, o takim dniu się nie zapomina! Naszym zdumionym oczom ukazuje się barwny korowód - na samym przedzie kroczą mieszkanki wioski poprzebierane w stroje gimnastyczek sportowych, prezentując niezdarnie jakiś skomplikowany układ choreograficzny z kółkami do hula-hop. Za nimi, na wiekowym traktorze, jadą przodownicy pracy z transparentami mówiącymi, że partia jest na wieki wiodącą siłą narodu. Następnie maszerują pozostali mieszkańcy, niosąc jedynie słuszne godła Czechosłowacji, przedstawiające kroczącego lwa z czerwoną gwiazdą nad głową. Wszyscy ubrani w kraciaste koszule socjalistycznych robotników prężą dumnie piersi jak niegdyś, gdy spędy pierwszomajowe były obowiązkowe. Spośród tłumu wyróżnia się wąsaty jegomość, odziany w wiekowy mundur pamiętający jeszcze monarchię austro-węgierską i przyozdobiony tuzinem odznaczeń. Prowadzi na smyczy foksteriera, który do obroży ma również przyczepione kilka medali :) Szczęki turystów z Azji rozwierają się ze zdumienia do granic możliwości - czegoś takiego jeszcze nie widzieli... Pochód dwukrotnie okrąża centralny plac, po czym świętowanie zaczyna się na całego. Pojawiają się grille z kiełbaskami i lane strumieniami beczkowe piwo. Nie wiadomo skąd nadjeżdża stara karetka pogotowia, z której wysiada brodaty Czech, ubrany w ...strój pielęgniarki i wrotki! Z czeluści karetki wyciąga masywny stojak, na którym podwieszone są woreczki z kroplówkami. Ktoś zasłabł? Ależ skąd - przez rurki kroplówek, zamiast życiodajnej glukozy, serwowana wprawną ręką "siostrzyczki" płynie wprost do kieliszków równie pobudzająca Becherovka, śliwowica, borovička i rum Tuzemak :) Ci to się umieją bawić, myślimy z Margitą, istny czeski film. Owszem, czytaliśmy w internecie, że osada ożywa co roku końcem lipca za sprawą festynu ludowego, ale nie było nic o obchodach Święta Pracy. Trafiliśmy doskonale, żal tylko, że trzeba siadać za kółko. Chętnie zostałoby się na dłużej, by pobiesiadować z sympatycznymi mieszkańcami Holašovic oraz zaznajomić się bliżej z zawartością kroplówek...

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz