Jest rok 1972. UNESCO - organizacja wyspecjalizowana ONZ - ustanawia "Listę światowego dziedzictwa". Mają na nią trafić arcydzieła dziedzictwa kulturowego: zabytki, groty, zespoły budowli, dzieła człowieka, stanowiska archeologiczne oraz cuda dziedzictwa naturalnego: pomniki przyrody, parki narodowe, formacje geologiczne, strefy naturalne.

Jest rok 1978. Pierwszych 12 obiektów zostaje wpisanych na tą prestiżową Listę. Wśród nich 2 w Polsce: Stare Miasto w Krakowie i Kopalnia Soli w Wieliczce. W następnych latach kolejne miejsca o "wyjątkowej powszechnej wartości" trafiają na Listę, coraz więcej państw przyjmuje lub ratyfikuje Konwencję.

Jest rok 2013. Lista liczy sobie już kilkaset miejsc. Po powrocie z Bliskiego Wschodu wpadam na pomysł, by odwiedzić, poznać i utrwalić na zdjęciach jak najwięcej z nich.

Jest rok 2018. Zakładam bloga, by podzielić się z Wami tym, co widziałem...

Na chwilę obecną - po konferencji w New Delhi w lipcu 2024 - Lista obejmuje 1226 obiektów (w tym 3 obiekty skreślone), w 168 Państwach-Stronach Konwencji.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Pannonhalma

...visit № 90...


...czyli: o opactwie pachnącym lawendą...


Liczące sobie ponad tysiąc lat opactwo benedyktyńskie Pannonhalma jest najstarszym obiektem sakralnym na Węgrzech i odegrało niezwykle istotną rolę w historii tego kraju. Usadowione na wzgórzu wznoszącym się nad okolicą, pierwotnie nosiło nazwę Márton-hegyi, czyli Góra Świętego Marcina. Oprócz niewątpliwych walorów historycznych, kulturowych i architektonicznych, opactwo charakteryzuje się czymś jeszcze - absolutnie wszystko pachnie tu lawendą...
Początki tego miejsca sięgają 996 roku, kiedy to na szczycie Świętej Góry Panonii książę Gejza ufundował pierwszą węgierską wspólnotę zakonną. Przybyli z Czech na jego zaproszenie mnisi benedyktyńscy zbudowali na mierzącym 275 m wzniesieniu swój klasztor i konsekrowali go w 1002 roku w obecności syna Gejzy - Stefana I Świętego, króla Węgier. Góra Panonii nie została wybrana przypadkowo na lokalizację klasztoru. Miejsce to było od dawna przesiąknięte symboliką - u jej podnóża miał poić konie sam legendarny wódz Madziarów Arpad, gdy na czele swej armii wkraczał do Panonii, chrześcijańscy mnisi wierzyli zaś, że w pobliskiej osadzie Sabaria urodził się święty Marcin, rzymski legionista i biskup Tours. Pierwszym opatem klasztoru został bawarczyk Anastazy-Astryk, on też udał się do Rzymu i przywiózł dla Stefana koronę. W zamian węgierski władca obdarzył braciszków licznymi przywilejami - opat podlegał w sprawach kościelnych bezpośrednio pod kardynała Węgier, natomiast w sprawach sądowych odpowiadał przed samym królem, nie zaś przed lokalnym hrabią. Stefan zresztą często gościł w murach klasztoru, modląc się wraz zakonnikami o wsparcie świętego Marcina w bojach przeciwko poganom. W 1241 roku wzgórze dało odpór najazdowi hord tatarskich, co uświadomiło Madziarom konieczność rozbudowy i utrzymania w dobrym stanie jego fortyfikacji. Polski akcent w historii konwentu to lata 1377-79, gdy ostatni z Piastów kujawskich książę Władysław Biały jako Piaszt Ulászló został opatem w Pannonhalma. W XIV wieku założenie podupadło - zostało w nim zaledwie kilku mnichów. Dopiero król Maciej Korwin w 1472 roku po przejęciu klasztoru podjął zakrojoną na szeroką skalę jego renowację. Z czasem Pannonhalma zdobyła sobie wyjątkową pozycję wśród węgierskich zakonów, by w 1541 roku zyskać nawet status arcyopactwa. Później było już znacznie gorzej - czego nie strawił pożar z 1575 roku, to zniszczyli Turcy okupujący nie tylko Nizinę Węgierską, ale i całe Bałkany. Mnisi powrócili do klasztoru w 1638 roku, a od 1722 rozpoczęli po okiem ówczesnego arcyopata Benedeka Sajghó przebudowę całego założenia w stylu barokowym. W 1786 roku czarne chmury znów zawisły nad opactwem - zakon benedyktynów został rozwiązany przez cesarza Austrii Józefa II. Mnichom pozwolono wrócić do Pannonhalma po kilkunastu latach, pod jednym wszakże warunkiem: będą oto prowadzić działalność edukacyjną. Braciszkowie tak ochoczo wzięli się do nauczania, że do dziś w klasztornych murach działa jedna z najbardziej elitarnych szkół na Węgrzech...
Pierwszy kontakt, na razie tylko wzrokowy, mamy ze Świętą Górą Panonii pewnego sierpniowego popołudnia, kiedy zmierzamy szosą na nocleg do pobliskiego miasta Győr. Zatrzymujemy się wśród pól na kilka zdjęć. Zwiedzanie opactwa mamy zaplanowane na dzień następny:



    1. Święta Góra Panonii i opactwo Pannonhalma na jej szczycie

Nazajutrz kręta droga prowadzi nas wprost na duży i wygodny parking, ulokowany niedaleko klasztornych budynków. Wejście do środka dla zwiedzających przewidziano nie przez główną bramę, lecz przez mniejszą, znajdującą się bezpośrednio w murach okalających opactwo. Już przy kasie biletowej w nozdrza wdziera się charakterystyczny, słodki zapach. To lawenda, powód do dumy miejscowych mnichów. Jej zapach będzie nam towarzyszył do samego końca pobytu w Pannonhalma...
Centrum życia klasztornego stanowi kościół Św. Marcina. Pierwsza świątynia nie zachowała się do naszych czasów, podobnie jak druga - ostały się z nich tylko fragmenty murów poniżej posadzki. Obecny budynek jest trzecim wzniesionym w tym miejscu na początku XIII wieku w stylu późnoromańskim za rządów opata Urosa. Kościół został rozbudowany przez króla Macieja Korwina. W latach 1824-35 do całości dostawiono wysoką na 55 metrów neoklasycystyczną wieżę, dzieło architekta Jánosa Páckha:



    2. Bazylika Św. Marcina (Szent Márton bazilika)...


    3. ...oraz poczet dobroczyńców opactwa nad portalem wejściowym, z królem Stefanem I Świętym na czele

Klasztorna świątynia zaskakuje mrocznym i nieco surowym wnętrzem. Była przeznaczona dla zakonników, których niczym niezmącone modlitwy miały biec prosto ku Bogu, toteż nie dekorowano jej ścian freskami czy postaciami świętych. Nieliczne malowidła możemy dostrzec tylko na sklepieniu nawy:



    4. Nawa bazyliki Św. Marcina - widok na prospekt organowy

Bezpośrednio pod kościołem znajduje się krypta. Kapitele jej kolumn zostały wyrzeźbione w stylu wczesnogotyckim, przywołując na myśl surową tradycję cysterską:



    5. Wczesnogotycka krypta - najstarsza zachowana część bazyliki

W średniowieczu jedną z głównych bram do kościoła była tzw. Porta Speciosa (ozdobna brama). Portal ten jest wejściem do świątyni od strony krużganków, pochodzących z czasów króla Macieja Korwina i został zbudowany w XIII wieku. Stanowi on odwołanie do Apokalipsy Św. Jana, a dwanaście jego kolumn wykonanych z czerwonego marmuru miało przypominać wchodzącym na modlitwy zakonnikom o 12 noszących imiona apostołów bramach Niebiańskiego Jeruzalem. Nad drzwiami widnieje najbardziej rozpowszechniony wizerunek świętego Marcina, gdy jako rzymski legionista odcina w darze dla żebraka połowę swego płaszcza:



    6. Ozdobne wejście do kościoła od strony krużganków, czyli Porta Speciosa z czerwonego marmuru

Niewątpliwie jedno z najciekawszych miejsc klasztoru czeka na nas na końcu zwiedzania. Biblioteka klasztorna, choć ukończona w obecnym kształcie około 1830 roku, to jej idea liczy sobie przeszło tysiąc lat i nawiązuje do myśli św. Benedykta, który kładł ogromny nacisk na czytanie i przepisywanie ksiąg przez zakonników. W końcu XI wieku w zbiorach biblioteki w Pannonhalma znajdowało się około 80 woluminów, w chwili rozwiązania zakonu w 1786 roku kolekcja liczyła już 4000 dzieł, wliczając niezwykle cenne wczesnochrześcijańskie i rzymskie manuskrypty. Po wznowieniu działalności przez klasztor zbiory zaczęły się powiększać jeszcze szybciej i wówczas podjęto decyzję o zbudowaniu nowego gmachu biblioteki. Obecnie spoczywa w niej przeszło 400 000 woluminów, w tym szczególny unikat - dokument datowany na 1055 rok z najstarszym znanym tekstem spisanym w języku węgierskim:



    7. Wnętrze biblioteki benedyktyńskiej

Zwiedzanie wnętrz kończy się w klasztornym sklepiku. Podczas gdy subtelny zapach lawendy towarzyszy nam podczas całej wizyty w opactwie, tak w tym małym pomieszczeniu aromat uderza w nozdrza z mocą dosłownie zwalającą z nóg. Poza klasztornymi zabudowaniami znajduje się założone w XIX wieku przez mnichów arboretum oraz plantacja lawendy. Zakonnicy raz do roku organizują żniwa, zbierają drobne płatki, po czym wykonują z nich różnej maści mieszanki, mikstury, oleje, mydła i powidła, do nabycia w miejscowym sklepiku. Podczas gdy Margita, zagorzała wielbicielka lawendowej woni, wybiera jakieś odurzająco pachnące specyfiki, ja udaję się pod główną bramę opactwa:



    8. Brama główna opactwa Pannonhalma

Naprzeciw głównej bramy znajduje się wejście do arboretum. To właśnie tutaj, na zboczu wzgórza, już od średniowiecza mnisi uprawiali i zbierali zioła do leczenia chorych. W wiekach późniejszych posadzono kolejne drzewa i krzewy, których liczba sięga dziś kilkuset gatunków, a wśród nich znaleźć można wiele rzadkich na terenie Węgier okazów przyrodniczych:



    9. Ozdobne wejście do arboretum i na plantację lawendy

Jest sierpień, więc lawendowe żniwa już dawno się zakończyły. Ale i tak podczas spaceru po arboretum dostrzegamy gdzieniegdzie zagubione wśród traw skupiska charakterystycznych roślinek o fioletowych kwiatach i wyrazistym zapachu...
Dziś w opactwie Pannonhalma pracuje ponad 500 osób świeckich, które obsługują znajdujące się na terenie kompleksu instytucje i pomagają 60 żyjącym w klasztorze braciom zakonnym. Ponadto mieści się tu męskie gimnazjum uczące 350 chłopców, a także seminarium duchowne przygotowujące przyszłych zakonników do życia według reguły benedyktyńskiej. Choć zwiedzanie wnętrz z przewodnikiem zajmuje raptem nieco ponad godzinę, atmosferę opactwa Pannonhalma można zabrać ze sobą na dłużej. Wystarczy, wzorem Margity, nabyć jakąś pamiątkę w miejscowym sklepiku, by jej lawendowy aromat towarzyszył uparcie podczas całej drogi do domu...


Pamiątkowy bilet do opactwa, obowiązkowo z motywem lawendy:














niedziela, 27 sierpnia 2017

Pécs nekropolia

...visit № 89...

 

...czyli: o katakumbach z prowincjonalnego rzymskiego miasteczka

 

Leżący na południu Węgier Pecz (węg. Pécs) nie zawsze zwał się Peczem. Najpierw w tym miejscu powstało miasto Sopianae, założone w II wieku przez Rzymian, a zamieszkałe głównie przez przybyszów z pobliskiej Panonii.  Położone na skrzyżowaniu ważnych traktów, szczyt rozkwitu osiągnęło w IV wieku, zostając stolicą rzymskiej prowincji Valeria. Źródła historyczne nie mówią za wiele o chrześcijanach zamieszkujących Sopianae, ale na podstawie wykopalisk i znalezisk przyjmuje się, że miasto mogło być siedzibą biskupa. Za to wiele o dawnych mieszkańcach mówi starożytna nekropolia, z cennymi grobowcami i zdobionymi kaplicami, odkryta przez archeologów dwieście lat temu w samym centrum dzisiejszego Peczu. Cmentarz wczesnochrześcijański, leżący dziś pod ziemią obok katedry Świętych Apostołów Piotra i Pawła, w dawnym Sopianae umiejscowiony bna peryferiach miasta, wydrążony w tarasowatym zboczu niewielkiego wzgórza. Grobowce stanowią cały system korytarzy, skrywających mauzolea, kaplice i komory grobowe, o ścianach pokrytych freskami przedstawiającymi świętych i sceny z Biblii. Powstały na przełomie III i IV wieku podziemny cmentarz przetrwał bez uszczerbku proces przebudowy śródmieścia Peczu i dziś jest udostępniony zwiedzającym.

W niedzielny poranek, gdy wraz z Margitą zmierzamy w kierunku katedry, Pecz wygląda na wymarły. Pierwszych przechodniów spotykamy dopiero w okolicach świątyni, a pierwszych turystów na okazałym placu obok kościoła. To właśnie pod tym placem ukryta jest podziemna nekropolia:

 

    1. Katedra Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Peczu

 

Parę słów o samej katedrze: pierwotna budowla została wzniesiona w 1040 roku w stylu romańskim. W początkach XIX wieku świątynię przebudowano w duchu historyzmu, lecz pod koniec stulecia architekt wiedeński Friedrich von Schmidt postanowił przywrócić katedrze pierwotny romański kształt. Wtedy też powstały cztery równe wieże po bokach, wcześniejsze były różnej wysokości. Akurat skończyła się niedzielna msza, jest szansa zajrzeć do wnętrza świątyni.

 

    2. Bogato zdobione wnętrze katedry...

 

     3. ...i jej najstarsza część - krypta pod ołtarzem głównym

 

Powtórnie przemierzamy plac, by znaleźć wejście do podziemnej nekropolii. Okazuje się to niełatwym zadaniem - węgierskiego nie znamy, by zapytać o drogę, a tabliczek z informacjami turystycznymi próżno szukać. Po kilkakrotnym obejściu katedry w końcu trafiamy na skryte pod drzewami szklane drzwi:

 

    4. Wejście do podziemnych grobowców

 

Zwiedzających jak na lekarstwo - chyba jesteśmy dziś pierwszymi gośćmi. Wyrwana z letargu młoda kasjerka z ożywieniem objaśnia nam coś po węgiersku, po czym na nasze "we don't understand Hungarian" markotnieje na powrót. Sprzedaje nam wejściówkę na dwie osoby za 3400 forintów, przybija na niej fioletową pieczątkę i pokazuje kierunek zwiedzania. Pierwsza na naszej drodze staje Cella Septichora

 

     5. Cella Septichora, a raczej to, co z niej pozostało

 

Cella Septichora to kamienny, owalny budynek z siedmioma absydami. Jest nietypowy z tego względu, że do czasu jego odkrycia w 1938 roku znane były podobne budowle, ale zawsze z dziewięcioma absydami. Pierwotnie wzniesiony na wzgórzu, z czasem stopniowo zagłębiał się w ziemi, aż zapadł się w nią zupełnie. Przykryty drewnianą strzechą spełniał najprawdopodobniej funkcje pomieszczenia sakralnego. Ściany wewnętrzne budynku nie doczekały się pokrycia gipsem - końcem V wieku ludność miasta i prowincji z obawy przed barbarzyńcami wyemigrowała na Półwysep Apeniński. 

Wchodzimy na metalowe pomosty, które prowadzą nas do grobowców:

 

     6. Komora grobowa z przedsionkiem

 

Najcenniejszym obiektem podziemnej nekropolii jest Komora Świętych Piotra i Pawła. Odkryto ją w 1782 roku podczas wyburzania starych domów. Sufit zdobi okazały fresk - niestety częściowo zniszczony - ukazujący cztery portrety pochowanych tu osobistości otoczone motywami roślinnymi i geometrycznymi. Z prawej strony widoczny jest, wpisany w okrąg, jeden z najstarszych chrystogramów używanych przez chrześcijan: nałożone na siebie dwie pierwsze litery X i P greckiego słowa ΧΡΙΣΤΟΣ (Chrystus).

 

     7. Malowidła sufitowe w Kaplicy Świętych Piotra i Pawła

 

Spacerując po starożytnym labiryncie podziemi szukamy znanej ze zdjęć kaplicy z charakterystycznym, kamiennym grobowcem. Niestety, nigdzie jej nie ma. Po spenetrowaniu wszystkich zakamarków nekropolii, nieco zawiedzeni, postanawiamy zapytać kasjerkę. I tu okazuje się, że są dwa cmentarze! Mało tego, nasz bilet zawiera zwiedzanie obu obiektów! By to zrealizować, należy wyjść na zewnątrz, przeciąć ulicę Janus Pannonius i przejść kawałek do tzw. Mauzoleum. Jego znakiem rozpoznawczym jest odsłonięta pozostałość wczesnochrześcijańskiego narteksu (przedsionka) kościoła:

 

    8. Pozostałości przedsionka wczesnochrześcijańskiej świątyni

 

Pod przedsionkiem kryją się następne grobowce. Tuż obok odkrywamy wejście do podziemi, za którym stoi kasa biletowa. Jeśli pani kasjerka w Cella Septichora była w letargu, to tutaj pan kasjer za szybą zdaje się wręcz drzemać. Rozbudzony, przybija na naszym bilecie drugą pieczątkę, identyczną w treści, lecz dla odmiany w pomarańczowym kolorze. Tu zwiedzanie ogranicza się właściwie do jednej kaplicy - tej najbardziej znanej:

 

     9. Bogato zdobiony grobowiec pierwszych chrześcijan

 

Sklepienie komory zawaliło się w zamierzchłych wiekach, ocalał jednak okazały sarkofag z białego marmuru, dekorowany płaskorzeźbami. Częściowo zachowały się też cenne freski na ścianach, przedstawiające Adama i Ewę z drzewem i wężem, Daniela w jaskini lwa, fragment Arki Noego oraz znany już z Kaplicy Świętych Piotra i Pawła chrystogram.

Kompleks IV-wiecznych zdobionych grobowców, zbudowanych w prowincjonalnym rzymskim miasteczku Sopianae, jest niezwykle cenny ze względu na ich strukturę oraz architekturę, gdyż powstały jako podziemne komory grobowe z kaplicami komemoratywnymi na powierzchni. Wyróżniają się również pod względem artystycznym - zostały przez pierwszych chrześcijan ozdobione wysokiej jakości malowidłami o tematyce biblijnej. To największe tego typu znalezisko poza granicami Włoch. I tylko kilkanaście najbardziej cennych obiektów znalazło się na Liście UNESCO, choć na cmentarzu znajduje się jeszcze ponad pięćset skromniejszych grobów ukrytych pod ulicami Peczu...

 

Pamiątkowy bilet do Cella Septichora i Mauzoleum: