Jest rok 1972. UNESCO - organizacja wyspecjalizowana ONZ - ustanawia "Listę światowego dziedzictwa". Mają na nią trafić arcydzieła dziedzictwa kulturowego: zabytki, groty, zespoły budowli, dzieła człowieka, stanowiska archeologiczne oraz cuda dziedzictwa naturalnego: pomniki przyrody, parki narodowe, formacje geologiczne, strefy naturalne.

Jest rok 1978. Pierwszych 12 obiektów zostaje wpisanych na tą prestiżową Listę. Wśród nich 2 w Polsce: Stare Miasto w Krakowie i Kopalnia Soli w Wieliczce. W następnych latach kolejne miejsca o "wyjątkowej powszechnej wartości" trafiają na Listę, coraz więcej państw przyjmuje lub ratyfikuje Konwencję.

Jest rok 2013. Lista liczy sobie już kilkaset miejsc. Po powrocie z Bliskiego Wschodu wpadam na pomysł, by odwiedzić, poznać i utrwalić na zdjęciach jak najwięcej z nich.

Jest rok 2018. Zakładam bloga, by podzielić się z Wami tym, co widziałem...

Na chwilę obecną - po konferencji w Rijadzie we wrześniu 2023 - Lista obejmuje 1202 obiekty (w tym 3 obiekty skreślone), w 168 Państwach-Stronach Konwencji.

środa, 28 lipca 2021

Christiansfeld

...visit № 211...



...czyli: pracuj ciężko, módl się żarliwie i bądź drugiemu bratem...

Gdy w 1415 roku czeski filozof i kaznodzieja Jan Hus na mocy decyzji papiestwa płonął na stosie podczas soboru w Konstancji, nikt nie przypuszczał, że akt ten przyczyni się już niebawem do poważnego rozłamu w łonie Kościoła katolickiego. Wzburzeni jak nigdy dotąd Czesi powstali przeciwko obwinianemu za śmierć Husa królowi Zygmuntowi Luksemburskiemu, a wojny religijne przez następne dwadzieścia lat rozlały się na niemal połowę Europy. Dopiero w 1434 roku husyci zostali ostatecznie rozbici, a ci, co ocaleli, dali początek nowym ruchom religijnym, takim jak Kościół utrakwistyczny czy Jednota Braci Czeskich. Jak można się łatwo domyślić, nie były owe zbory mile widziane w rządzonych przez katolickich Habsburgów Czechach. W XVII wieku, gdy prześladowania szczególnie przybrały na sile, husyci, ewangelicy i anabaptyści zaczęli emigrować do krajów protestanckich Świętego Cesarstwa. Potomkowie wygnańców, którzy osiedlili się w Łużycach Górnych, założyli w latach 1722-1727 osadę Straż Pańska (Herrnhut), a siebie poczęli nazywać Herrnhutami lub na pamiątkę ziemi swych przodków - Braćmi Morawskimi. Opiekę nad nową gminą od początku jej istnienia sprawował saksoński arystokrata i teolog ewangelicki Nikolaus von Zinzendorf. Będąc wielkim zwolennikiem pietyzmu, z powodzeniem zaszczepił wśród mieszkańców Herrnhut nie tylko takie ideały jak dokładne studiowanie Biblii i ciężką pracę dla dobra całego zboru, ale również nowatorskie jak na ówczesne czasy dewizy: równouprawnienie płci, powszechną edukację, pomoc najsłabszym i opiekę nad starcami. Powstało pierwsze miasto, w którym potomkowie husytów na wygnaniu mogli spokojnie osiedlać się, pracować i pielęgnować codzienne życie zgodnie ze swymi wierzeniami...
Tak się złożyło, że dobrodziej Braci Morawskich z Herrnhut, wielebny von Zinzendorf, spokrewniony był z żoną króla duńskiego Chrystiana VII, jej wysokością Zofią Magdaleną von Brandenburg-Kulmbach. Chrystian VII odwiedził niegdyś osadę Zeist w Holandii, gdzie spotkał rzemieślników i kupców należących do wspólnoty Braci Morawskich. Początkowo to nie ich wielka religijność i interpretacja słów Biblii zainteresowała władcę duńskiego, ale raczej umiejętności zawodowe i niesłychana wręcz pracowitość i uczciwość członków Bractwa. Kierując się polityką rozwoju gospodarczego, realizowaną w państwie duńskim, Chrystian VII wnet zapragnął mieć u siebie tak przydatnych obywateli. Pchnął czym prędzej umyślnych z poselstwem do saksońskiego Herrnhut, na włości dalekiego krewnego swej żony. 1 kwietnia 1773 roku, na terenie należącego do Danii księstwa Szlezwiku, wmurowano uroczyście kamień węgielny pod pierwszy dom dla przybyłych właśnie z Łużyc Braci Morawskich. Nową kolonię postanowiono zbudować na gołej ziemi podarowanej przez duńskiego monarchę, dlatego też, z wdzięczności, nazwano ją Christiansfeld, czyli "ziemią Chrystiana"...
Nie minęło 10 lat, gdy osada była ukończona. Nie ufortyfikowano jej murami ani basztami - za domami i wielkimi ogrodami od razu zaczynały się lasy i pola uprawne. To nie walka i obrona fizyczna, a wyznaczniki takie jak dobroczynność, równość, wspólnota i braterstwo miały być odtąd podstawami istnienia Christiansfeld. Kolonię zaplanowano zgodnie z duchem protestanckiej urbanistyki, wokół centralnego placu z kościołem, co dało poczucie niezwykłego ładu, prostoty i uporządkowania przestrzeni. Zabudowania i tereny do nich przyległe miały w zamyśle ich twórców pomóc zamieszkującej kolonię społeczności w jej dążeniu do realizacji zasad, którymi kierował się ruch Braci Morawskich: ciężkiej pracy i żarliwej modlitwy, czyli życiem zgodnym z ideałami pietyzmu...
Spotkanie z osadą rozpoczyna się dla nas nagle i niespodziewanie - po zjechaniu z okazałego ronda niemal natychmiast wpadamy na jedną z dwóch głównych arterii, pomiędzy stare Domy Braci. Christiansfeld został starannie zaplanowany jako chrześcijańskie miasto idealne, według bardzo prostego i rygorystycznego schematu. Dwie najważniejsze ulice miasta, równoległe do siebie Lindegade i Nørregade, w centralnej części łączy Kirkepladsen - centralny plac z budynkiem kościoła, będący zarówno fizycznym jak i duchowym sercem osady:



    1. Kościół Braci Morawskich (Brødremenighedens Kirke) poświęcony 13 sierpnia 1777 roku

Drzwi do świątyni stoją otworem, wejście jest darmowe. Wewnątrz od razu uderza w oczy niezwykła prostota i skromność wystroju. Sala, całkowicie biała, pozbawiona wszelkich ozdób, dekoracji czy obrazów, które zakłócałyby nabożeństwo, do dziś oświetlana jest wyłącznie blaskiem świec wetkniętych w kandelabry. Proste ławki zwrócone są w stronę niewielkiego stołu liturgicznego, udekorowanego jedynie wizerunkiem Baranka niosącego flagę zwycięstwa z krzyżem i mającego aureolę wokół głowy. Symbol nawiązuje do motta Braci - "Nasz Baranek zwyciężył, podążajmy za Nim":



    2. Wyjątkowa surowość i prostota wnętrza Kościoła Braci Morawskich

Przez otoczony lipami Plac Kościelny biegną na krzyż dwie żwirowe ścieżki. Miejsce ich przecięcia ozdobiono centralnie umieszczoną studnią, będącą dziś wizytówką Christiansfeld:



    3. Studnia na Placu Kościelnym

Każdy, kto po raz pierwszy odwiedza osadę, od razu zauważa duże, dwukondygnacyjne domy, podobne do siebie, zbudowane z charakterystycznej żółtej cegły pochodzącej z Flensburga i pokryte jednakową czerwoną dachówką. Zlokalizowane w rzędach wzdłuż ulic i placów kolonii, cechują się prostotą elewacji, kolorów i proporcji. Taki układ sprawia, że miasto nabiera wyrazu niezwykłej spójności, spokoju i harmonii. Na niektórych zachodnich i południowych szczytach i fasadach zachowała się drewniana okładzina wykonana z sosny pomorskiej. Służyła do ochrony muru przed wiatrem i opadami oraz pełniła funkcję dodatkowej warstwy izolującej:



    4. Domy Braci, budowane z żółtej cegły, stojące przy Lindegade, jednej z dwóch głównych ulic

Nie są znani z nazwiska architekci poszczególnych budynków, wiadomo jedynie, że wszystkie domy musiały najpierw zostać zatwierdzone we wspólnocie w łużyckim Herrnhut, zanim mieszkańcy Christiansfeld mogli rozpocząć ich wznoszenie! W konstrukcjach nie ma wyraźnego stylu architektonicznego, ale z detali widać, że stawiano je z biegiem czasu, mieszając dokonania baroku, empire i klasycyzmu.

 

    5. Centralnie umieszczone wejścia do domów zdobiły wzorzyste balustrady z kutego żelaza

Kongregacja Braci Morawskich w Christiansfeld od czasu założenia bardzo szybko się rozrastała, osiągając liczbę 652 członków w 1812 roku. Społeczność zarządzana była lokalnie przez Radę Starszych, w której kobiety zasiadały z takimi samymi uprawnieniami jak mężczyźni. Mieszkańcy byli nie tylko wziętymi rzemieślnikami, ale również wykwalifikowanymi rolnikami. Dobrobyt zapewniała osadzie przede wszystkim produkcja żywności z miejscowych upraw i ogrodów. Szyto tu również rękawiczki, wytwarzano świece i mydło, sprzedawano wyroby wełniane i płócienne. Szeroko znana w Królestwie Duńskim stała się lokalna fabryka tytoniu i skład towarowy Spielwerga i spółki:



    6. Budynek mieszczący dawniej skład towarowy i fabrykę tytoniu Spielwerg & Comp.

Krople deszczu z burej chmury, która niespodziewanie zasłoniła świecące do tej pory słońce, przerywają nam spacer po obsadzonej lipami alei. Chronimy się z Margitą i Natalą we wnętrzu wielkiego budynku z żółtej cegły, położonego przy Placu Kościelnym w bezpośrednim sąsiedztwie kościoła. Dziś jest tu zlokalizowany punkt informacji turystycznej oraz niewielki oddział muzealny. Kiedyś natomiast służył zgoła innym celom - mieszkały w nim niezamężne kobiety, przyjęte po bierzmowaniu do grupy kongregacji zwanej "chórem". Chór tworzył ramy ich życia aż do ślubu - razem spały, jadły, czytały, modliły się i pracowały. Takich "chórów" funkcjonowało w Christiansfeld więcej. Duże domy komunalne przeznaczone były oddzielnie również dla kawalerów oraz wdów po zmarłych członkach wspólnoty. W niektórych pomieszczeniach Bracia Morawscy spotykali się wspólnie rano i wieczorem, aby wzmacniać swą wiarę śpiewem, modlitwą i czytaniem Biblii.



    7. Dawny Dom Sióstr (Søstrehuset) przy Nørregade

Deszcz tylko nas postraszył, po piętnastu minutach nie ma już po nim nawet śladu. Udajemy się jeszcze na koniec ulicy Nørregade, gdzie położone jest Gudsageren - miejsce pochówku zmarłych członków zboru Braci Morawskich:



    8. Brama do nekropolii Gudsageren, założonej w 1774 roku

Na cmentarzu panuje szczególna atmosfera. Cisza spowija przestrzeń pełną kamiennych nagrobków, pod którymi w prostych rzędach leżą ci z Bractwa, którzy na przestrzeni wieków odeszli do Pana. Pochowani osobno według płci, mężczyźni i chłopcy po zachodniej stronie, kobiety i dziewczęta po wschodniej. Żaden z grobów się nie wyróżnia, jednolite i pozbawione ozdób poszarzałe płyty są wyrazem równości wszystkich ludzi po śmierci...



    9. Jednolite kamienne nagrobki na cmentarzu Gudsageren

W niedługim czasie po powstaniu wspólnot w saksońskim Herrnhut i duńskim Christiansfeld, Bracia Morawscy rozpoczęli zakrojoną na szeroką skalę akcję misyjną w Azji, Afryce i Ameryce Północnej. Byli wręcz prekursorami tego typu przedsięwzięć wśród kościołów protestanckich. W XVIII wieku za sprawą ich działalności powstało w Ameryce wiele miast i osiedli, zakładali również liczne osady w Inflantach i w delcie rzeki Wołgi. Społeczność Braci Morawskich w Christiansfeld istnieje do dzisiaj, choć liczba członków zboru nie jest już tak imponująca jak dawniej. Ale wartości wypracowane niegdyś w duchu pietyzmu - równość, solidarność i wzajemne zaufanie - są nadal kontynuowane we wspólnocie i przekazywane z pokolenia na pokolenie...














wtorek, 27 lipca 2021

Stevns Klint

...visit № 209...



...czyli: o śladach apokalipsy na wybrzeżu duńskiej Zelandii...

Około 66 milionów lat temu, w schyłkowym okresie kredy, gdy na Ziemi niepodzielnie rządziły dinozaury, zdarzyła się apokalipsa. Kometa lub duża planetoida o średnicy 10 000 metrów i masie biliona ton z prędkością 20 kilometrów na sekundę łupnęła w półwysep Jukatan i dno Zatoki Meksykańskiej, wyzwalając energię równą eksplozji 180 bilionów ton trotylu. Asteroida nadleciała prawdopodobnie z kierunku północno-wschodniego, a kąt uderzenia wyniósł około 60 stopni. Był to jeden z najgorszych scenariuszy - zderzenie spowodowało emisję milionów ton związków siarki, które w postaci gęstych i trujących obłoków zablokowały na długo dopływ promieni słonecznych. Gigantyczna fala tsunami spustoszyła wszystkie wybrzeża, wyrzucony w powietrze pył unosił się przez kilka lat nad światem, doprowadzając do drastycznych zmian pogodowych. Fotosynteza została prawie całkowicie zatrzymana, klimat gwałtownie się ochłodził. Nastąpił ostateczny koniec dla wielu gatunków fauny i flory...
Powstanie uderzeniowego krateru nazwanego Chicxulub zbiega się w czasie z okresem, kiedy wyginęło mnóstwo grup zwierząt: dinozaury, pterozaury, amonity, belemnity i większość gatunków jednokomórkowych otwornic. Teoria, według której wymieranie kredowe spowodowane było upadkiem ciała niebieskiego, została po raz pierwszy przedstawiona w 1980 roku przez laureata Nagrody Nobla Luisa Alvareza, profesora fizyki z Berkeley w Kalifornii, który wraz ze swoim synem Walterem oraz grupą naukowców odkrył znaczne ilości rzadkiego metalu irydu w warstwach geologicznych z przełomu kredy i paleogenu. Jako próbka posłużyła mu skała z duńskiego Stevns Klint, gdzie stężenie tego pierwiastka w jednej z warstw było aż 160 razy większe niż w pozostałych pokładach. Badacze zasugerowali, że tak duże ilości irydu zostały uwolnione w wyniki uderzenia i eksplodowania ogromnego meteorytu. Duńskie wybrzeże na wschodzie Zelandii, skąd pochodziła owa próbka, natychmiast zaroiło się od szukających sensacyjnych odkryć geofizyków, paleontologów, geologów, klimatologów, ekspertów od wymierania gatunków oraz wszelkiej maści innych specjalistów, niekoniecznie związanych ze światem nauki...
Stevns Klint to biały kredowy klif, zlokalizowany 63 kilometry na południe od Kopenhagi, górujący 40 metrów nad poziomem wody i ciągnący się 15 kilometrów pomiędzy zatokami Køge i Fakse. W głąb morza rozciąga się tu jasna przybrzeżna platforma skalna, przez co zalewający ją Bałtyk przybiera niesamowitą, malachitową barwę. Dolne, miękkie kredowe warstwy klifu zostały przez miliony lat szybciej wypłukane morskimi falami niż odporniejsze górne wapienie, przez co potworzyły się efektowne skalne przewieszki nad wąską i kamienistą plażą. Biała powierzchnia urwiska idealnie kontrastuje z morską tonią i błękitem nieba. Zwiedzający beztrosko przechadzają się brzegiem, podziwiając widoki i robiąc zdjęcia. Nielicznych wtajemniczonych bardziej interesuje wapienna ściana, a głównie szary pasek, wąski na kilkanaście centymetrów, przecinający mniej więcej w połowie całą długość klifu. Geologowie duńscy nazwali tą cienką warstwę fiskeler (glina rybna), ponieważ zawiera duże ilości zębów i łusek ryb. Tajemnicza ciemna smuga jest czymś niezwykłym - oddziela mezozoik od kenozoiku, jest geologicznym punktem styku okresu kredy i trzeciorzędu, zwanym w żargonie naukowym "granicą K-T". Przede wszystkim zaś ta niepozorna warstwa fiskeler, pełna skoncentrowanego rzadkiego irydu z kosmosu, wyznacza moment, w którym świat dinozaurów stanął w obliczu zagłady...
Malowniczy klif płaskowyżu Stevns jest dziś popularnym celem wycieczek turystycznych, dla których wygody zbudowano obszerny, płatny parking pomiędzy miejscowościami Rødvig i Store Heddinge. Stąd też rozpoczynają bieg piesze szlaki turystyczne wiodące brzegiem urwiska:



    1. Biel wapiennej ściany klifu i stalowy błękit Bałtyku - Stevns Klint w całej okazałości

Dostęp do plaży pod klifem znajduje się obok starego kościoła w Højerup. Sama świątynia pochodzi z XIII wieku i gdy została zbudowana, znajdowała się około 50 metrów od urwiska. Ze względu na ciągłe działanie sił przyrody, krawędź klifu zbliżała się coraz bardziej do jej murów. 16 marca 1928 roku oberwał się ogromny blok wapiennej płyty, wraz z nim w przepaść spadła część kościoła zawierająca prezbiterium z ołtarzem. Od tego czasu opracowano różne środki ochrony wybrzeża, aby zapobiec skutkom nadmiernej erozji.



    2. Stary XIII-wieczny kościół w Højerup, którego chór zawalił się do Bałtyku prawie 100 lat temu

Po stromych, metalowych stopniach schodzę wraz z Margitą i Natalą na wąską plażę, odgrodzoną od morza naniesioną przez fale szeroką, brunatną i obrzydliwie cuchnącą plątaniną gnijących wodorostów. Z bliska można dokładnie przyjrzeć się dolnej, miękkiej, kredowej warstwie klifu, naznaczonej tu i ówdzie ciemnymi bułami krzemienia:



    3. Dolna kredowa część klifu z rzędami krzemiennych buł


    4. Wąska kamienna plaża tuż pod klifem

Nasz spacer po plaży dość szybko zostaje przerwany przez nadciągającą burzę. Nim pierwsze krople deszczu mącą morską taflę, udaje mi się jeszcze zrobić kilka zdjęć tego niesamowitego z punktu widzenia geologii miejsca:



    5. Stevns Klint i doskonale widoczne jego trzy warstwy - twardsza górna, tworząca efektowny nawis skalny, bezpośrednio pod nią fiskeler, czyli cienki pasek pyłu i popiołu osiadłego po uderzeniu asteroidy, na samym dole miękka kreda wypłukana przez fale Bałtyku. W oddali pół kościoła w Højerup


    6. Widok na fragment klifu biegnący na południe...


    7. ...oraz na północ, w kierunku latarni morskiej Stevns

Burza, co charakterystyczne dla bałtyckiego wybrzeża, jak szybko i nieoczekiwanie nadeszła, tak prędko również się kończy. Po opadach nie ma już śladu, gdy za pół godziny wysiadamy pod latarnią morską Stevns, stojącą od 1878 roku na samym brzegu klifu:



    8. Latarnia morska Stevns, tuż obok XIX-wieczny dom latarnika

W sąsiedztwie latarni powstaje centrum dla odwiedzających i niewielkie muzeum, które choć jeszcze oficjalnie nieczynne, jest otwarte na oścież i prezentuje w kilku gablotach skamieniałości pradawnych żyjątek wyciągnięte ze ścian klifu: otwornic, mszywiołów, ramienionogów, amonitów, koralowców, jeżowców, ślimaków, skorupiaków i ryb. Stevns Klint dostarcza aż nadto przykładów z trzech okresów biologicznych tutejszego ekosystemu morskiego - obrazuje istnienie gatunków sprzed uderzenia asteroidy, faunę, która przetrwała masowe wymieranie, a następnie odbudowę świata zwierzęcego i zwiększoną bioróżnorodność, jaka nastąpiła po kataklizmie. 



    9. Skamieniałe organizmy wydłubane ze ścian Stevns Klint, do obejrzenia w powstającym lokalnym mini-muzeum

Choć Stevns Klint leży 10 000 kilometrów od Jukatanu, gdzie 66 milionów lat temu spadła olbrzymia planetoida eliminująca połowę żywych organizmów na Ziemi, pozostaje wyjątkowym świadectwem tego brzemiennego w skutki wydarzenia. To jeden z nielicznych przykładów na świecie, gdzie erozja odsłoniła osady dwóch następujących po sobie epok geologicznych, leżące równiusieńko jeden na drugim. Fiskeler, wąska i ciemna warstwa pyłów i popiołów, rozgranicza te dwa światy - sprzed i po uderzeniu meteorytu w naszą planetę. Jest jednocześnie nekrologiem dinozaurów i amonitów oraz aktem urodzenia dzisiejszego świata ssaków. A jeśli kogoś nie interesuje geologia, wymieranie gatunków czy oglądanie skamieniałości, może po prostu przyjechać i podziwiać naturalne i dzikie piękno klifu Stevns. W promieniach słońca prezentuje się naprawdę bajecznie...


Pamiątkowy bilet z parkingu w Højerup:










Katedra Roskilde

...visit № 208...



...czyli: o pierwszej katedrze Skandynawii zbudowanej z cegły...

Oddalone od Kopenhagi o 30 kilometrów niewielkie miasto Roskilde, położone na końcu fiordu wcinającego się w Zelandię, ma za sobą tysiącletnią historię, wliczając w to kilka wieków piastowania zaszczytnej funkcji stolicy Królestwa Danii. Około 960 roku Harald Sinozęby przeniósł się tu z Jelling, by po zjednoczeniu jego królestwa z Norwegią władać obydwoma krajami z nowej, bardziej centralnie położonej lokalizacji. Według zachowanych pisanych źródeł kronikarza Adama z Bremy, król postawił w Roskilde okazały dwór, a obok niego wzniósł drewniany kościół klepkowy pod wezwaniem Świętej Trójcy, w którym po śmierci został pochowany. Po tej budowli nie odnaleziono żadnych śladów, bowiem już w XI wieku została ona zastąpiona kamienną świątynią ufundowaną przez księżną Estridę, siostrę króla Kanuta Wielkiego. Nową, trójnawową bazylikę z wieżami od zachodniej strony, zbudowaną z trawertynu pochodzącego ze ścian okolicznych fiordów, około 1080 roku poświęcił biskup Svend Normand, a jego następca biskup Arnold otoczył całość założenia murem i fosą. Także ten kościół nie postał za długo, bowiem do Danii z dalekiej Francji przywędrował gotyk - nowy styl w architekturze, który bez reszty zafascynował mieszkańców Skandynawii...
W połowie XII wieku wykształcony w Paryżu biskup Zelandii Absalon zainicjował gruntowną przebudowę świątyni, co w praktyce oznaczało całkowite wyburzenie poprzedniego założenia. Rozpoczęte przez niego dzieło kontynuował biskup Skanii Anders Sunesøn i jego brat biskup Roskilde Peder Sunesøn - ostatecznie nowa katedra powstała w duchu francuskiego gotyku, co wtedy było w Danii czymś zupełnie wyjątkowym. Budowla została ukończona po stu latach około 1280 roku, a do jej wzniesienia użyto prawie 3 milionów cegieł! Jak dla każdej szanującej się katedry, także i do tej w Roskilde zapragnięto pozyskać jakąś porządną relikwię. I teraz uwaga - miejscowa legenda zdecydowanie bije na głowę wszystkie inne swym rozmachem. Otóż dwóch kleryków zostało wysłanych do Rzymu, aby znaleźć coś odpowiednio godnego. Podczas odpoczynku po przybyciu do Italii, ukazał im się święty Lucjusz (papież w latach 253-254) i oznajmił rozbrajająco, że to on, a nie kto inny najbardziej nadaje się na patrona Roskilde. Oczywiście gdy nazajutrz klerycy zostali zabrani do bazyliki św. Cecylii na Zatybrzu, aby wybrać mądrze spośród wielu znajdujących się tam relikwii, czaszka świętego Lucjusza już z daleka świeciła jasnym blaskiem, żeby nie było żadnych wątpliwości. Ale to nie koniec - gdy wracając płynęli przez Wielki Bełt, ich statek został zaatakowany przez ogromnego demona, który od dawien dawna czaił się na duńskich wodach. Jeden z kleryków odmówił modlitwę do świętego Lucjusza, trzykrotnie obmył jego czaszkę, wylał wodę do morza i wyskoczył za burtę. Ku zaskoczeniu wszystkich, nie zatonął, mało tego, mógł chodzić po wodzie! Widząc takie dziwy, zdezorientowany demon zawył demonicznie (inaczej wszak nie potrafił), po czym czmychnął w głębiny i słuch po nim zaginął. Relikwia dotarła do katedry w Roskilde 25 sierpnia, i od tej pory co roku uroczyście obchodzono to znamienite wydarzenie...
W XIV stuleciu dodano do gmachu dwie zachodnie wieże, ale charakterystyczne, wieńczące je iglice wznoszące się na wysokość 114 metrów zostały postawione dopiero w czasach panowania króla Chrystiana IV (1635 rok). Dobudowano również kilka kaplic wewnątrz i na zewnątrz kościoła, które pierwotnie były dedykowane różnym świętym. Z czasem kaplice owe zaczęto przekształcać w miejsca spoczynku i mauzolea królów i królowych, a katedra w Roskilde stała się najważniejszym kościołem grobowym duńskich monarchów...



    1. Wspaniała ceglana Katedra w Roskilde (Roskilde Domkirke)

Wygodny, i co ważne darmowy przez pierwsze dwie godziny parking ulokowano parę kroków od gmachu katedry, toteż po króciutkim spacerze jestem z Margitą i Natalą na placu u jej bram. Wstęp jest płatny - zamiast biletu otrzymujemy solidną, grubą broszurę wydrukowaną na kredowym papierze, zawierającą historię kościoła, plan zwiedzania oraz opisy i zdjęcia co ważniejszych obiektów. Z niej dowiadujemy się, że katedra ma 86 metrów długości, 27 metrów szerokości, a jej maksymalna wysokość od posadzki do sklepienia wynosi 83 metry. 



    2. Nawa główna katedry

Tuż za progiem podchodzi do nas starszy jegomość w wysłużonym garniturze i nienagannym angielskim zapytuje, skąd jesteśmy. Przedstawia się jako opiekun katedry i przewodnik po niej, zawsze do usług, o czym niejednokrotnie jeszcze będziemy mieli okazję się przekonać. Bez zbędnych ceregieli wskazuje na wiszący wysoko na ścianie zegar z figurami, pochodzący z początku XV wieku. Szeptem oznajmia, że na zegarze za piętnaście minut, o pełnej godzinie paź pociągnie za dzwoneczek, panna wyda westchnienie, święty Jerzy dźgnie smoka, a bestia krzyknie: aaaaaghr!!! I tu wydaje z siebie głośny wrzask, którego z pewnością nie powstydziłby się prawdziwy pokryty łuską gad. Wzdrygamy się wystraszeni, podobnie jak inni będący w pobliżu turyści, nie spodziewający się tak strasznych dźwięków w pełnym powagi wnętrzu świątyni. Jegomość z kamienną twarzą odwraca się i wypatruje kolejnych zwiedzających, by uraczyć ich równie zaskakującą opowieścią. Uwielbiam takich ludzi - pełnych pasji w wykonywaniu zawodu i obdarzonych wiedzą, a jednocześnie podchodzących do swej pracy z dystansem i specyficznym poczuciem humoru...



    3. Renesansowe organy z 1554 roku stworzone przez holenderskiego mistrza Hermanna Raphaëlisa...


    4. ...oraz umieszczona pod nimi kamienna ambona pochodząca z początku XVII wieku, ozdobiona postaciami czterech Ewangelistów

Centralnym elementem wyposażenia świątyni jest wykonany około 1560 roku w Antwerpii trzyskrzydłowy ołtarz główny. Krążą o nim opowieści, iż pierwotnie przeznaczony był do gdańskiej katedry, ale przechwycono go w celnym porcie Helsingør, skąd został wykupiony za bezcen przez jednego z duńskich władców i podarowany katedrze w Roskilde:



    5. Ołtarz główny katedry pokryty reliefami ukazującymi sceny z życia Chrystusa, z Ostatnią Wieczerzą i Ukrzyżowaniem w centralnym punkcie

Niewątpliwie tym, co przyciąga tu rzesze turystów jest wieniec kaplic otaczający nawę i prezbiterium, z których każda skrywa okazałe grobowce dawnych monarchów. Łącznie pochowano w murach katedry 39 królów i królowych Danii - kilku średniowiecznych władców oraz wszystkich rządzących krajem od czasów Chrystiana III Oldenburga, czyli od 1534 roku! Patrząc od wejścia na lewo, pierwsza jest Kaplica Glücksburgerów z prochami Chrystiana IX i X, Fryderyka VIII i IX oraz ich dostojnych żon. Następnie zwiedzamy dwa małe sanktuaria świętej Brygidy i świętego Andrzeja, by trafić do największej, pełnej przepychu Kaplicy Chrystiana IV:



    6. Sarkofagi królów duńskich w Kaplicy Chrystiana IV

Sam Chrystian IV zlecił wybudowanie kaplicy po śmierci swej żony Anny Katarzyny. Architekci nadali jej od strony zewnętrznej styl holenderskiego renesansu, wewnątrz ozdobiona jest malowidłami ściennymi autorstwa Wilhelma Marstranda, od nawy zaś oddziela ją kuta żelazna krata z 1619 roku wykonana przez Caspara Fincke. Oprócz Chrystiana IV i jego żony w Kaplicy spoczywają również prochy Fryderyka III i królowej Zofii Amalii.
Po drugiej stronie nawy, dokładnie naprzeciwko Kaplicy Chrystiana IV znajduje się Kaplica Fryderyka V, w której oprócz niego w marmurowych sarkofagach spoczęli jeszcze: Fryderyk VI i VII, Chrystian VI, VII i VIII oraz królowe Luiza, Julia Maria, Luiza Hesska, Maria Zofia Fryderyka, Karolina Amalia i Zofia Magdalena. Następna na prawej pierzei jest udekorowana freskami Kaplica Trzech Króli, w której pochowano Chrystiana I z żoną Dorotą Brandenburską, Fryderyka II z królową Zofią oraz Chrystiana III z małżonką Dorotą Saską. Ciekawostką jest stojąca przed grobowcami tzw. Królewska Kolumna, na której wyryte są kreski oznaczające wzrost zwiedzających katedrę monarchów z całego świata:


    7. Królewska Kolumna i wspaniałe pomniki nagrobne w Kaplicy Trzech Króli

Za ołtarzem odnajdujemy kolejne grobowce, na czele ze wspaniale rzeźbionym gotyckim sarkofagiem królowej Małgorzaty I. Śmiało można stwierdzić, że monarsze pochówki w katedrze zaczęły się właśnie od 1412 roku, po tym jak biskup Peder Jansen Lodehat przewiózł ciało zmarłej władczyni z rodzinnej kaplicy w klasztorze Sorø do Roskilde:



    8. Marmurowy sarkofag skandynawskiej królowej Małgorzaty I

Co jakiś czas natykamy się na jegomościa spotkanego na początku naszej wizyty w katedrze, rozmawiającego z kolejnymi grupkami turystów. Mamy nawet wrażenie, ze jesteśmy przez niego śledzeni. Ale to dobrze, bo gdy tylko chcemy o coś zapytać, jak na zawołanie wyłania się zza kolumny, by odpowiedzieć na dręczące nas zagadnienia. Zna chyba historię każdej cegły w katedrze, nie mówiąc o grobowcach, ołtarzach, eksponatach czy elementach wyposażenia. Od niego dowiadujemy się, że w absydzie kościoła, zamurowane głęboko pod podłogą, spoczywają szczątki znamienitych biskupów rezydujących w Roskilde, złożono tu również prochy kilku średniowiecznych władców Danii: księżnej Estridy oraz królów Haralda Sinozębego i Swena II Estrydsena. 
Na galerii okalającej nawę główną zlokalizowano niewielkie muzeum, posiadające w swych zbiorach głównie średniowieczne drewniane rzeźby, biskupie stroje oraz monstrancje i naczynia liturgiczne. Z wysokości można dokładniej przyjrzeć się prywatnej loży Chrystiana IV z około 1600 roku, zawieszonej dokładnie naprzeciwko katedralnych organów. Błyszczy i skrzy się od złoceń, a zdobi ją wytworny ornament oraz siedem postaci symbolizujących chrześcijańskie wartości: Wiarę, Nadzieję, Miłosierdzie, Sprawiedliwość, Roztropność, Męstwo i Umiarkowanie:

 

    9. Loża króla Chrystiana IV na północnej galerii

Nim udaje nam się opuścić wnętrze, jeszcze raz wpadamy w łapy opiekuna katedry. Wyrasta nagle za moimi plecami, chwyta za łokieć i prowadzi w kierunku okna, by pokazać wyraźny odcisk psiej łapy na jednej ze średniowiecznych cegieł wmurowanych w parapet. Po czym spogląda głęboko w oczy i z powagą oznajmia: "niestety, ten pies już nie żyje..."
Katedra w Roskilde to niewątpliwie najważniejszy duński kościół, polityczne i duchowe centrum historii chrześcijaństwa w tym kraju. Zbudowany w XII i XIII wieku był pierwszą gotycką katedrą wykonaną z cegły, dając przykład i inspirując do rozprzestrzenienia się tego trendu w całej północnej Europie. Od XV wieku jest również mauzoleum duńskiej rodziny królewskiej, a ich miejsca spoczynku reprezentują ewolucję monumentalnej sztuki pogrzebowej. Jak również całą gamę stylów architektonicznych, zawartych w jednym obiekcie: romanizmu, gotyku, renesansu, baroku, neoklasycyzmu, eklektyzmu a nawet modernizmu...


Plan katedry wraz z rozmieszczeniem kaplic i grobowców królewskich, za broszurą otrzymaną zamiast biletu:









 

poniedziałek, 26 lipca 2021

Łowy par force

...visit № 207...



...czyli: o osobliwych rozrywkach koronowanych głów...

Człowiek polował na zwierzynę od zawsze. Najczęściej dla pozyskania mięsa w celu zaspokojenia głodu oraz wykorzystania skór, kości, ścięgien i poroży do produkcji narzędzi, odzieży i przedmiotów codziennego użytku. Regulował też w ten sposób populację dzikich zwierząt, gdy któryś z gatunków rozmnożył się nadmiernie i zagrażał naturalnym procesom zachodzącym w lesie, niszczył uprawy rolne bądź rozprzestrzeniał choroby. Ludzie wchodzili do lasu z bronią również z bardziej abstrakcyjnych powodów: dla ambicji, relaksu i ucieczki od codzienności, radości z polowania, integracji z innymi myśliwymi oraz by doświadczyć natury i kultywować łowieckie tradycje. Nie czas tu i miejsce, by jedne z tych motywów chwalić, inne zaś piętnować. Faktem jest, że od najdawniejszych czasów, jak Ziemia długa i szeroka, homo sapiens tropił, gonił, łapał i zabijał dziczyznę, mało tego, na przestrzeni wieków bardzo się w tym zajęciu wyspecjalizował...
Wśród różnych rodzajów polowań wymyślono także "rozrywkę" zwaną z francuska par force, czyli "na siłę". Polegała ona na tym, że sfora psów gończych, umiejętnie prowadzona przez łowczych, tak długo tropiła, ścigała i osaczała lisa, dzika czy jelenia, aż ofiara padła z wysiłku i przerażenia. Taki rodzaj łowów stał się niezwykle modny wśród europejskich królów i książąt w XVII wieku, gdyż ściśle rozplanowane, dystyngowane widowisko miało pokazać potęgę i splendor władcy. Polowanie par force z nagonką wymagało specjalnie przystosowanych rozległych przestrzeni, gdzie jeźdźcy mogli szybko poruszać się po możliwie płaskich i otwartych terenach bądź prostych i szerokich alejach pośród drzew. Zaczęły więc powstawać w pobliżu królewskich rezydencji specjalne ogrody, niekiedy o powierzchni kilku tysięcy hektarów, otoczone kilometrami wałów, płotów i murów, aby uniemożliwić zwierzynie ucieczkę. Na takim obszarze wytyczano ścieżki, sadzono krzewy i zagajniki, budowano sztuczne zbiorniki wodne, stawiano pałacyki myśliwskie, na koniec zaś wpuszczano całe stada wybranych gatunków, uprzednio schwytane w lasach. Gdy wszystko było gotowe, pozostawało tylko zaprosić sąsiednie koronowane głowy na wystawny spektakl...
Chrystian V, młody następca duńskiego tronu, zachwycił się obławami par force, gdy gościł we Francji na dworze Ludwika XIV. Nim zasiadł na tronie, dostał od swego ojca króla Fryderyka III spory kawał ziemi w północnej Zelandii nieopodal stołecznej Kopenhagi, aby mógł uprawiać na niej swoją ulubioną formę polowań. Już po przejęciu władzy w Danii rozszerzył otrzymany teren łowiecki do 1500 hektarów. Tak powstał Park Jeleni Jægersborg (Jægersborg Dyrehave), uzupełniony niebawem o okoliczne kompleksy leśne Gribskov i Store Dyrehave. Chrystian V początkowo praktykował łowy według angielskiego wzorca - jako swobodną jazdę pościgową za lisem przez otwarty krajobraz. Z czasem jednak przerzucił się na wysoce zrytualizowany koncept francuski, gdzie po lasach ścigano większego zwierza, a polowanie przypominało strategiczną grę wojenną, w której drużyny myśliwych i sfory psów zmieniały się w miarę postępu "bitwy"...
Nie mamy z Margitą i Natalą na tyle czasu, by zagłębiać się w ostępy leśne Gribskov i Store Dyrehave, dlatego na popołudniowy spacer wybieramy odkryty i nasłoneczniony obszar Parku Jeleni Jægersborg. Z kilku parkingów dostępnych wokół kompleksu wybieramy ten zlokalizowany w podkopenhaskim miasteczku Klampenborg. Z prostych powodów - jest darmowy i ulokowany tylko parę kroków od jednej z bram wejściowych:



    1. Ozdobna brama wejściowa na teren Jægersborg Dyrehave od strony miasteczka Klampenborg

Za bramą rozciąga się ogromna otwarta przestrzeń, gdzieniegdzie tylko wedle pomysłu XVII-wiecznych architektów urozmaicona kępami niskich drzew. Ten teren był używany do polowań par force przez króla Chrystiana V najwcześniej, zanim powstały skomplikowane i zawiłe szlaki łowieckie w lasach Gribskov i Store Dyrehave:



    2. Krajobraz polowań par forceJægersborg Dyrehave

Szutrową ścieżką dochodzimy do fragmentu Parku porośniętego lasem. Tuż przy trakcie majestatycznie góruje nad pozostałymi drzewami stary Dąb Chrystiana V (Christian den femtes Eg), na którego rozłożystych konarach i korzeniach turyści często urządzają sobie biwaki:



    3. Iście królewski, prastary Dąb Chrystiana V

Być może pod jego gałęziami niegdyś król wraz ze znakomitymi gośćmi znajdował schronienie, czekając na wezwanie, podczas gdy myśliwi na koniach ze sforą psów ścigali wybraną tego dnia zdobycz. W odróżnieniu od Anglii i Francji, w Danii ofiarą był zazwyczaj duży i szlachetny jeleń. Kiedy po kilku godzinach wyczerpany rogacz nie mógł już dalej biec i padał na trawę, ogary unieruchamiały go wgryzając się w szyję, uszy, nogi i pysk. Wtenczas główny łowczy dął w zakręcony myśliwski róg, na dźwięk którego przybywał monarcha ze swą świtą, by dokonać obowiązku króla polowania - dobić zwierzę dźgnięciem w serce przy pomocy włóczni lub krótkiego miecza zwanego hirschfænger. Aktem tym władca udowadniał wszem i wobec, że jest potężnym wojownikiem, który rządzi nie tylko ludźmi, ale także zwierzętami i naturą. Zaprawdę, czyn godny najwyższego uznania, biorąc pod uwagę fakt, że mięso jelenia, który biegł tyle czasu, jest niejadalne z powodu kwasu mlekowego powstałego w mięśniach...
Dziś na jelenie, daniele i sarny nikt w Jægersborg Dyrehave już nie poluje. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć stado tych wspaniałych zwierząt, pasące się beztrosko gdzieś w okolicy. W pewnym momencie wypatruję w zagajniku potężnego samca z rozłożystym porożem, istnego Herna - Ducha Lasu. Nim udaje mi się przestawić parametry w aparacie fotograficznym, rogaty Władca Kniei dostojnie odwraca się, prezentując mi swój królewski zadek, po czym znika w gęstwinie jak sen jaki złoty. Na otarcie łez pozostaje mi tylko pstryknąć zdjęcie sarenkom, napotkanym kawałek dalej:



    4. Stadko saren pod ścianą lasu


    5. Stylowe paśniki dla beztrosko dziś żyjącej dzikiej rogacizny

Jægersborg Dyrehave stare, oznakowane kamiennymi słupkami myśliwskie trakty kilometrami przecinają rozległą przestrzeń, co jakiś czas krzyżując się ze sobą. Gdyby popatrzeć na nie z lotu ptaka, okazałoby się, że nie są wytyczone przypadkowo. Tworzą siatkę przypominającą olbrzymią gwiazdę, symbolizującą królewski majestat. W środku niej, na niewielkim pagórku postawiono pałacyk nazwany Ermitaż (Eremitageslottet):



    6. Pałacyk myśliwski Ermitaż w centralnym punkcie Jægersborg Dyrehave

Niegdyś centralnym punktem obszaru łowieckiego był pawilon myśliwski określany mianem Domu Hubertusa. W latach 1734-36 z rozkazu Chrystiana VI zastąpiono go o wiele bardziej gustownym zameczkiem, w którym król i jego goście spożywali posiłki podczas polowań. 



    7. Zameczek myśliwski Ermitaż - fasada zachodnia z wejściem strzeżonym przez sfinksy

Polowanie par force było spektaklem demonstrującym daną przez Boga, autorytarną władzę króla, ale pokaz ten nie zawsze przebiegał zgodnie z planem. Czasami jeleń zwodził gończych tak skutecznie, że dopiero po wielu godzinach udało się go odszukać. Takie przypadki władca uważał za wielkie upokorzenie. Sprawiedliwość dopadła Chrystiana V jesienią 1698 roku. Polowanie na polach Jægersborg Dyrehave przebiegało bez przeszkód. Kiedy psy trzymały już wielkiego jelenia przy ziemi, król pochylił się nad nim, by zatopić mu ostrze w sercu. Niespodziewanie rogacz resztką sił wierzgnął, kopnął zadnim kopytem władcę i krańcowo wycieńczony zwalił się na niego całym swym ciężarem. Przygnieciony Chrystian V został ciężko ranny. Wypadek sprawił, że monarcha do końca życia nie stanął już na nogi i musiano go transportować na tak umiłowane przez niego łowy w specjalnym wózku inwalidzkim...



    8. Staw pośród drzew obok wiekowego szachulcowego budynku gospodarczego


    9. Dziś zamiast łowczych po alejkach Jægersborg Dyrehave jeżdżą dorożki z turystami

Król Chrystian V z pomocą wybitnych architektów epoki uporządkował dziką przyrodę północnej Zelandii i stworzył zaawansowany system szlaków do polowań z nagonką. Taka forma rozrywki budzi dzisiaj zrozumiałe oburzenie, lecz w XVII wieku była ona niezwykle modna i popularna nie tylko w Danii, ale i w całej Europie. Kompleksy stworzone do obław par force miały demonstrować światu zarówno ówczesną przemyślaną inżynierię kształtującą naturę, jak i - co nie mniej ważne - bogactwo i potęgę monarchy. Dlatego obszary łowieckie i szlaki myśliwskie Jægersborg Dyrehave, Gribskov i Store Dyrehave są unikalnym i autentycznym przykładem rozwoju europejskich dokonań w XVII-wiecznym barokowym projektowaniu krajobrazu. Gdy w następnym stuleciu zmieniły się kanony społeczne, pompatyczna wielkość polowań par force nijak nie komponowała się z oświeceniowymi ideałami wolności i równości. Osobliwa rozrywka koronowanych głów stała się przestarzała i straciła na znaczeniu. Królewskie duńskie polowania ostatecznie zniesiono w 1777 roku...








 


 

Zamek Kronborg

...visit № 206...



...czyli: o symbolu duńskiego panowania nad bałtyckimi cieśninami...

Na północno-wschodnim cyplu duńskiej wyspy Zelandia, zaledwie 40 kilometrów od stołecznej Kopenhagi, nad brzegiem cieśniny Sund leży niewielkie miasto Helsingør. Niewątpliwie najbardziej znanym obiektem jest w nim Zamek Kronborg, potężna forteca górująca nad okolicą, prawdziwa perła duńskiej architektury. Cytadela owa swą wielowiekową sławę i dzisiejszą popularność wśród turystów zawdzięcza aż czterem bohaterom, dwom prawdziwym, dwom zaś fikcyjnym. Jako że z tej czwórki autentyczne postacie pojawiły się w historii twierdzy najpierw, od nich zatem zacznę opowieść...
Pierwszy z bohaterów miał ...słowiańskie korzenie! W 1381 roku na Zamku Książąt Pomorskich w Darłowie przyszedł na świat Eryk Pomorski, syn księcia Warcisława VII z dynastii Gryfitów. Adoptowany jako chłopiec przez królową Małgorzatę I, w wieku zaledwie 15 lat zasiadł na tronie nie tylko duńskim, ale również szwedzkim i norweskim. W 1420 roku wydał rozkaz zbudowania twierdzy przy najwęższym przesmyku cieśniny Sund, w celu pobierania opłat od przepływających tędy okrętów. Warownię nazwano Krogen, a decyzja o jej powstaniu okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Odtąd kapitanowie statków musieli kotwiczyć przy nabrzeżu i płacić podatek bez zbędnych dyskusji, ze strachem spoglądając na wycelowane w nich armaty. Natężenie ruchu morskiego w cieśninach duńskich zawsze było spore, więc skrupulatnie ściągane myto przez długie wieki hojnie zasilało królewski skarbiec...
Druga persona, która w szczególny sposób zapisała się w historii zamku, również nosiła koronę. Król Fryderyk II Oldenburg, podróżując wiele po Europie i przyglądając się wspaniałym zamkom i pałacom, zapragnął podobnego luksusu u siebie. Wybór padł na ponure średniowieczne zamczysko Krogen, które po gruntownej przebudowie w latach 1574-1585 zmieniło się pod okiem niderlandzkiego architekta Antoniego van Obberghena w renesansową rezydencję, z całkowicie zmodernizowanym systemem obronnym. Pojawiły się nowe skrzydła mieszkalne z komnatami godnymi największych władców Europy, imponujące wieże o kopułach gustownie pokrytych blachą miedzianą oraz kaplica królewska z bogatym wystrojem. Od tej pory z polecenia króla miejsce to zaczęto nazywać Kronborg, czyli "Zamek Koronny"...
Po latach prosperity, jak to zwykle bywa, przyszły dla zamku czasy gorsze. Najpierw w 1629 roku, na skutek niedbalstwa robotników pracujących na poddaszu, Kronborg zajął się ogniem i spłonął prawie doszczętnie. Król Chrystian IV natychmiast zlecił odbudowę, która trwała prawie 10 lat i przywróciła rezydencji dawny blask. Niedługo potem wybuchły wojny północne, podczas których armii szwedzkiej po trzytygodniowym oblężeniu udało się zdobyć twierdzę. Pełne przepychu komnaty zostały splądrowane, pokryte zdobionymi kaflami piece rozbite, fontanny i rzeźby zburzone. Szwedom tak spodobały się arcydzieła malarzy wiszące w Sali Balowej, że postanowili zabrać je ze sobą... Na dodatek Dania utraciła znajdującą się po drugiej stronie cieśniny krainę Skanię i miasto Helsingborg z podobną twierdzą służącą do ściągania podatków. Królowie pomieszkiwali w Kronborgu coraz rzadziej, ostatni z nich wytrzymał do końca XVIII wieku. Od 1739 roku część zamku pełniła funkcję więzienia, potem zaś koszar wojskowych. I być może rezydencja popadłaby w zapomnienie, gdyby nie dwaj inni bohaterowie, tym razem nie do końca prawdziwi...



    1. Główna brama wejściowa w pierścieniu umocnień

Po zostawieniu samochodu na olbrzymim parkingu niedaleko murów Kronborga, przez bramę w fortyfikacjach dostajemy się z Margitą i Natalą najpierw na podzamcze, następnie zaś na kwadratowy dziedziniec. Miejsce to jest scenerią znanego spektaklu, od przeszło 200 lat odgrywanego w murach twierdzy. Historię fikcyjnej postaci Hamleta, jutlandzkiego księcia, William Szekspir w swojej tragedii umiejscowił właśnie w zamku Elsynor - jego nazwa pochodzi od angielskiej wymowy miasta Helsingør, w którym Kronborg się znajduje. W 1816 roku, w dwusetną rocznicę śmierci Szekspira, "Hamlet" został tu po raz pierwszy zagrany, a aktorami byli żołnierze z miejscowego garnizonu. Przez następne lata sztukę wystawiano w zamku setki razy, niejednokrotnie z gościnnym udziałem znanych gwiazd sceny z całego świata. Wpatrujący się w czerep i wypowiadający słynne "być, albo nie być..." książę jest pierwszą legendarną postacią, która bez wątpienia przyczyniła się do ogromnej popularności Zamku Kronborg. W miejscowym sklepiku niemal wszystkie oferowane na sprzedaż pamiątki związane są z Hamletem i Williamem Szekspirem, poczynając od ozdobnych wydań dramatu, poprzez figurki, stroje z epoki, gadżety, magnesy i breloczki, na duńskiej wódce w butelce o kształcie czaszki kończąc...



    2. Dziedziniec Zamku Kronborg - w jego murach William Szekspir osadził historię księcia Hamleta

Zgodnie ze strzałkami oznaczającymi kierunek zwiedzania, najpierw udajemy się do zamkowej kaplicy. To jedyny budynek, który wraz z wyposażeniem - ołtarzem, emporami, ławkami udekorowanymi rzeźbami i malowanymi panelami - cudem ocalał z niszczycielskiego pożaru z 1629 roku:



    3. Bogato zdobione wnętrze zamkowej kaplicy

Kolejnym etapem jest wizyta w podziemiach twierdzy. W mrocznych i wilgotnych kazamatach wyroki odsiadywali skazani za swe czyny więźniowie. Najbardziej dostojną z osadzonych była tu przez pewien czas Karolina Matylda, żona chorego psychicznie króla Chrystiana VII. Królowa nawiązała romans z medykiem męża, młodym Niemcem Johannem Friedrichem Struensee, który wykorzystując sytuację, sięgnął po władzę w państwie i rządził w zastępstwie monarchy przez niecały rok. Gdy sprawa się wydała, niewierna królowa trafiła do lochu w Zamku Kronborg, lekarza zaś stracono. Dziś w podziemiach mieszka już tylko drugi z fantastycznych bohaterów - Ogier Duńczyk (Holger Danske):



    4. Słynny rycerz Ogier Duńczyk (z lewej)

Był ponoć synem króla Danii Godfryda i jednym z paladynów samego Karola Wielkiego. Wsławił się wieloma czynami rycerskimi, uczestniczył mężnie w licznych bitwach z Maurami. Z czasem stał się ludowym symbolem walki o wolność Danii, a do literatury współczesnej postać Ogiera Duńczyka przeniósł Hans Christian Andersen w jednej ze swych baśni. Gdy wojaczka już mu zbrzydła, rycerz wrócił do ojczyzny i zasnął w podziemiach Zamku Kronborg. Obudzi się, gdy zajdzie potrzeba znów stanąć w obronie swego kraju. Zaiste, musi spać naprawdę mocno, bo już kilka razy zaszła...
Ostatnią częścią zwiedzania jest spacer po królewskich apartamentach. Po szwedzkiej grabieży nie udało się skompletować na powrót oryginalnego wystroju, toteż komnaty nie przedstawiają się aż tak wytwornie, jak w oglądanych przez nas innych monarszych rezydencjach:



    5. Nader skromna Komnata Króla z holenderskim stylem umeblowania


    6. Mała Sala z gobelinami

Największe wrażenie robi jednak Sala Balowa, licząca 62 metry i będąca najdłuższą salą zamkową w Europie. Ze swym drewnianym stropem, niegdyś ozdobiona freskami i ogromnymi obrazami renesansowych mistrzów, znana była szeroko w świecie ze swych wytwornych bali urządzanych przez duńskich władców:



    7. Wielka Sala Balowa (Dansesal)

Po wyjściu z komnat koniecznie trzeba jeszcze przejść się kawałek w stronę brzegu Bałtyku, by obejrzeć rzędy wiekowych armat wycelowanych w cieśninę oraz podelektować się widokiem całej bryły Zamku Kronborg, doskonale widocznej z kamienistej plaży:



    8. Stanowisko artyleryjskie twierdzy, przez wieki gwarant prawidłowo wniesionych podatków za przepłynięcie przez cieśninę Sund...


    9. ...oraz Zamek Kronborg w całej okazałości, widziany z brzegu Bałtyku

Eryk Pomorski sprawił, że Dania od 1429 aż do 1857 roku nieprzerwanie kontrolowała cieśninę Sund, która w tym miejscu ma zaledwie 4 kilometry szerokości. Przez ten okres przepłynęło tędy prawie 2 miliony statków - wszystkie one musiały uiścić opłatę w twierdzy, przyczyniając się do bogactwa Królestwa. Fryderyk II nadał twierdzy charakter renesansowej rezydencji, podziwianej w całej ówczesnej Europie. Wreszcie drzemiący w kazamatach Ogier Duńczyk stał się bohaterem legend w całej Danii, natomiast szekspirowski Hamlet rozsławił Zamek daleko poza jej granice. Wszyscy oni, autentyczni czy mityczni, walnie przyczynili się do tego, że obecnie Kronborg przyciąga tłumy pragnące nie tylko podziwiać najwspanialszą z fortec Północy, ale także chcące zobaczyć najbardziej znaną ze sztuk Szekspira w wykonaniu czołowych teatrów świata...


Pamiątkowy bilet: