Jest rok 1972. UNESCO - organizacja wyspecjalizowana ONZ - ustanawia "Listę światowego dziedzictwa". Mają na nią trafić arcydzieła dziedzictwa kulturowego: zabytki, groty, zespoły budowli, dzieła człowieka, stanowiska archeologiczne oraz cuda dziedzictwa naturalnego: pomniki przyrody, parki narodowe, formacje geologiczne, strefy naturalne.

Jest rok 1978. Pierwszych 12 obiektów zostaje wpisanych na tą prestiżową Listę. Wśród nich 2 w Polsce: Stare Miasto w Krakowie i Kopalnia Soli w Wieliczce. W następnych latach kolejne miejsca o "wyjątkowej powszechnej wartości" trafiają na Listę, coraz więcej państw przyjmuje lub ratyfikuje Konwencję.

Jest rok 2013. Lista liczy sobie już kilkaset miejsc. Po powrocie z Bliskiego Wschodu wpadam na pomysł, by odwiedzić, poznać i utrwalić na zdjęciach jak najwięcej z nich.

Jest rok 2018. Zakładam bloga, by podzielić się z Wami tym, co widziałem...

Na chwilę obecną - po konferencji w New Delhi w lipcu 2024 - Lista obejmuje 1226 obiektów (w tym 3 obiekty skreślone), w 168 Państwach-Stronach Konwencji.

sobota, 1 lipca 2017

Tarnowskie Góry

...visit № 77...



...czyli: o sztolniach, przodkach, szybach, chodnikach i najstarszej na ziemiach polskich maszynie parowej...

XV stulecie miało się już ku końcowi, kiedy wydarzyła się ta brzemienna w skutki historia. Rolnik Jan zwany Rybką, wolny chłop ziemi bytomskiej, wybrał się rankiem na swe pole przy osadzie Tarnowice, co by poorać nieco. Wichura była tej nocy sroga, toteż poszedł wpierw popatrzeć na drzewo, co wczoraj jeszcze stało ugoru skrajem, dziś zaś leżało smętnie na zagonach, przez żywioł dziki wraz z korzeniami swemi wyrwane. Gdy tak spoglądał smętnie i miarkował, jak sobie z zawadą poradzić, cosik błysnęło z dziury po powalonej wierzbie. Zdziwiony Rybka pochylił się, otarł znalezisko w lniany rękaw i przyjrzał mu się bacznie. A im dłużej spoglądał, tym oczy robiły mu się większe, mrowie pełzać poczęło po karku, a siwe wąsiska i resztki włosów dęba całkiem stanęły. Oto trzymał w dłoniach słusznych rozmiarów błyszczącą bryłę kruszcu najprzedniejszego, srebrem zwanego...
Tymi słowy opowiada popularna legenda o początkach górnictwa w Tarnowicach. Kroniki już w pierwszej połowie XII wieku potwierdzają odkrycie bogatych złóż rudy ołowiowo-srebrnej, zalegających w postaci gniazd i żył na jednym z okolicznych wzniesień. Eksploracja pokładów na większą skalę rozpoczęła się wiek później, w czasach panowania Władysława Opolskiego. Bogactwa spoczywające w ziemi zaczęły przyciągać licznych kopaczy i gwarków, wkrótce powstała obok Tarnowic całkiem spora osada górnicza, a wraz z nią pierwsze "gory", czyli po staropolsku kopalnie. Stąd właśnie wzięła się nazwa późniejszego miasta Tarnowskie Góry. W 1526 roku ówczesny książę opolski Jan II zwany Dobrym nadał osadzie prawa miejskie oraz status Wolnego Miasta Górniczego. Odtąd położone na północnych krańcach Górnego Śląska Tarnowskie Góry stały się jednym z najważniejszych ośrodków przemysłowych w tej części Europy...
Pierwszy okres rozkwitu miasta wiązał się przede wszystkim z wydobyciem ołowiu oraz srebra i trwał do początku XVII wieku - miejscowy kruszec oprócz zbytu na europejskich rynkach trafiał aż do dalekiej Azji, gdzie Chińczycy bili z niego monety. Wojna trzydziestoletnia, klęski żywiołowe, liczne pożary miasta i szalejące zarazy niemalże doprowadziły przemysł górniczy do upadku. Pod koniec XVIII wieku rozpoczęła się druga złota era Tarnowskich Gór, wtedy to wydobycie kruszców na dużą skalę ruszyło w państwowej pruskiej kopalni "Fryderyk". Nie bez problemów zresztą - poszukiwanie nowych złóż trwało przeszło 9 miesięcy, a gdy wreszcie sztygar wyniósł w niecce urobek z szybu "Rudolfina" i pokazał go ówczesnemu dyrektorowi Fryderykowi Wilhelmowi von Reden, ten wzruszony z płaczem upadł na kolana i dziękował za to Bogu... Wielkim kłopotem okazała się woda, napływająca w wielkich ilościach do chodników kopalni. Ani 120 koni pracujących na zmianę w kieratach odwadniarek, ani kolejne wykopane sztolnie nie potrafiły poradzić sobie z jej nadmiarem. Dlatego też hrabia-dyrektor von Reden udał się do dalekiej Anglii, by zakupić dla swych kopalń najnowocześniejszy wówczas sprzęt, czyli maszynę parową. Po otrzymaniu zgody, wykonanie urządzenia zlecono hucie żelaza Penydarran w południowej Walii. Rozmontowaną maszynę załadowano w Cardiff na statek i przewieziono do Szczecina, następnie barkami przetransportowano Odrą do Zdzieszowic, stamtąd zaś furmankami dotarła do kopalni "Fryderyk". Ważąca ponad 30 ton pierwsza na ziemiach polskich maszyna parowa rozpoczęła pracę 19 stycznia 1788 roku. Rychło osuszono podziemia kopalni i przystąpiono do eksploatacji niedostępnych do tej pory, bogatych pokładów rudy ołowiu i srebra. W latach 1790-1884 górnicy kopalni "Fryderyk" wydrążyli aż 346 nowych szybów!  Dzięki specjalnemu systemowi zbędną wodę wykorzystywano do zaopatrywania miejskich wodociągów i do użytku przemysłowego.
Wydobycie kruszców trwało aż do wyczerpania zasobów w 1922 roku. Po II wojnie światowej grupa entuzjastów założyła Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej i postawiła sobie za cel propagowanie wiedzy o zabytkowej kopalni i udostępnienie jej podziemi turystom. Dzięki staraniom Stowarzyszenia górnicze obiekty najpierw stały się Pomnikiem Historii, by następnie dostąpić zaszczytu wpisania na prestiżową Listę UNESCO. Od 1976 roku istnieje także wiodąca szybami i chodnikami Kopalni trasa, którą pewnego listopadowego dnia postanawiamy wraz z Margitą przemierzyć:



    1. Szyb "Anioł" górujący nad Zabytkową Kopalnią Srebra w Tarnowskich Górach

Wsiadamy w klatkę windy i szybem "Anioł" zjeżdżamy 40 metrów w głąb ziemi, wprost w labirynt kopalnianych chodników, wyrobisk i sztolni, którego długość wynosi ponad 150 kilometrów! Licząca 1740 metrów trasa turystyczna ma kształt trójkąta, z czego jeden z odcinków pokonuje się łodziami. Na początku przewodnik wiedzie nas wąskim Chodnikiem Garusa, prowadzącym do szybu wentylacyjnego zwanego "Żmija":



    2. Kaszty ułożone z drewna przy chodniku do szybu "Żmija"

Nagle chodnik kończy się schodami do ...przystani! Kolejny odcinek o długości 270 metrów pokonujemy niewielkimi łodziami. Głębokość koryta wodnego jest tu niewielka, bo mierzy około 80 centymetrów, za to temperatura wody jest wyjątkowo niska, osiągająca zaledwie 7° Celsjusza:



    3. Podziemna przystań odcinka wodnego w podszybiu szybu "Żmija"

Po kilkunastu minutach opuszczamy łodzie, wysiadając pośród starych wyrobisk. Za podwieszonym u sufitu kubłem wyciągowym widzimy wlot zasypanego dziś szybu "Szczęść Boże", wydrążonego w 1815 roku:



    4. Szyb "Szczęść Boże"

Zaczyna dobiegać do naszych uszu coś zagadkowego: stukanie górniczych młotków, strzępy rozmów, zgrzyt jadących z urobkiem wózków. W 2012 roku trasa została udźwiękowiona w autentyczne odgłosy ciężkiej pracy gwarków. Podczas zwiedzania usłyszymy jeszcze takie efekty jak roboty strzałowe na przodku czy zawał kopalniany. Przechodzimy Chodnikiem Wysokim obok Komory Niskiej, największej w podziemiach Kopalni o powierzchni prawie 2000 m², a zarazem najniższej, sięgającej zaledwie 1 metra wysokości.



    5. Fragment Komory Niskiej - skała z widocznymi żyłami rudy srebronośnej 

Wejścia do Komory Zawałowej strzeże figurka świętej Barbary, patronki górników, której kult narodził się właśnie w Tarnowskich Górach. Komora wyeksponowana jest w niezmienionym stanie od eksploatacji z okresu XIX wieku. Olbrzymie głazy dolomitu, które skutkiem niszczącego działania sił górotworu obsunęły się ze stropu tworząc zawał, podparto dziesiątkami stalowych stempli. Na stojakach zawieszono kaganki, wyeksponowano dawne narzędzia górnicze, a w centralnej części komory ustawiono drewniane wózki z końca XVIII wieku załadowane urobkiem:



    6. Komora Zawałowa

Ostatnią na naszej podziemnej trasie jest Komora Srebrna. Również zachowana w stanie pierwotnym, wyposażona została dodatkowo w odtworzone stanowisko pracy dawnych gwarków. Na uwagę zasługuje tu unikalne małe jeziorko znajdujące się w głębi komory, sterta urobionej rudy ołowiowej z resztkami galeny oraz zachowany w doskonałym stanie strop:



    7. Komora Srebrna z odtworzonym stanowiskiem pracy dawnych górników

Chodnikiem Staszica docieramy znów do podszybia szybu "Anioł". Jako że niewielkie Muzeum Górnictwa na powierzchni zdążyliśmy zobaczyć w oczekiwaniu na przewodnika, wsiadamy w samochód i pędzimy kilka kilometrów w stronę parku Repty, by zdążyć na podziemną podróż Sztolnią Czarnego Pstrąga.
Wkrótce po rozpoczęciu działalności królewskiej kopalni rud "Fryderyk" w 1784 roku pojawiła się konieczność stworzenia nowego, bardziej wydajnego systemu odprowadzania wód z podziemi, który zastąpiłby istniejące kieraty konne. Wnet podjęto decyzję o wybudowaniu sztolni odwadniającej, a jej drążenie rozpoczęto 21 kwietnia 1821 roku. Prace postępowały w tempie 3-4 metrów na tydzień - chodnik o długości 4568 metrów wykuwano jednocześnie z 14 przodków. Ostatecznie sztolnię oddano do użytku 15 lipca 1834 roku. Uroczystości odbyły się u jej wylotu, w miejscu gdzie woda wypływająca z kopalni prawie kilometrowym rowem wpadała do rzeki Dramy, a nowej sztolni niezmiernie oryginalnie nadano nazwę ..."Fryderyk". Prawie 600-metrowy jej fragment - Sztolnia Czarnego Pstrąga - jest dziś udostępniony do zwiedzania, a pokonuje się go łodziami pływającymi wahadłowo pomiędzy szybami "Sylwester" i "Ewa".
Gdy wysiadamy na parkingu przed parkiem Repty, z pobliskiego autokaru wysypuje się rozkrzyczana grupa złożona z na oko 10-latków, po czym karnie ustawiona przez wychowawczynie w pary szybkim krokiem zmierza parkową alejką w stronę szybów. Podążamy ich śladem po grubym dywanie z różnokolorowych liści, gdy nagle Margita dostrzega leżący na środku ścieżki lśniący nowością telefon komórkowy! Pewnie któryś dzieciak z grupy zgubił. Nie namyślając się długo, wybieram w znalezionym telefonie kontakt "Tata". Gdy odzywa się niski głos po drugiej stronie, zapewne należący do górnika od pięciu pokoleń, przedstawiam się i pokrótce opisuję sytuację - znaleźliśmy telefon, oddzwaniamy, chętnie odeślemy zgubę na podany adres. Wyraźnie zdenerwowany głos w słuchawce potwierdza, że telefon należy do syna, który pojechał z klasą na szkolną wycieczkę. Dziękuje za uczciwość i kończy rozmowę z iście górnośląskim sznytem: Pierónie! Stracił ganc nowy telefon! Gupi karlus, nic w tyj łepetynie niy mo! Jak przijedzie do dom, to wezna i mu nogi z rzici wyrwia...



    8. Szyb "Ewa", jedno z dwóch wejść do Sztolni Czarnego Pstrąga

W drzwiach szybu "Ewa" czeka na nas przewodnik. Zbiegamy wraz z nim krętymi schodami do podziemi, gdzie w kilku powiązanych ze sobą łodziach siedzą już dzieciaki z wycieczki! Dobra nasza, będzie okazja oddać telefon osobiście. Siadamy w ostatniej, pustej łodzi, przewodnik zaś stojąc na dziobie pierwszej z nich, odpycha się rękami od kamiennych ścian sprawiając, że cały ciąg zaczyna leniwie płynąć w ciasnej sztolni. Uspokaja hałaśliwą dzieciarnię i podniesionym głosem zaczyna opowiadać historię tarnogórskiego górnictwa. Korowód łodzi w nikłym świetle nielicznych lamp bezgłośnie porusza się po czarnej jak smoła wodzie, odbijając się gumowymi burtami od dolomitowych ociosów... Sztolnia Czarnego Pstrąga usytuowana jest na głębokości 20-30 metrów pod ziemią, jej szerokość waha się od 1,2 do 2,5 metra, wysokość dochodzi do 4 metrów, a głębokość wody, w której podobno żyje niewidomy gatunek pstrąga, wynosi od 0,7 do 1 metra:



    9. Sztolnia Czarnego Pstrąga, część Sztolni Głębokiej "Fryderyk"

Już po wyjściu na powierzchnię szybem "Sylwester" podchodzimy do opiekunek wycieczki, pytając, czy ktoś nie zgłaszał utraty telefonu. Kilku chłopaków podbiega z okrzykiem: on! on zgubił!, pokazując na stojącego ze spuszczoną głową nieboraka, świadomego zapewne, co stanie się z jego nogami, gdy wróci do domu bez telefonu... Wyraźnie kraśnieje, gdy zguba trafia do jego rąk, markotnieje na powrót, gdy proszę go, by zadzwonił do ojca z informacją, że sprawa telefonu jest już załatwiona...














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz