Jest rok 1972. UNESCO - organizacja wyspecjalizowana ONZ - ustanawia "Listę światowego dziedzictwa". Mają na nią trafić arcydzieła dziedzictwa kulturowego: zabytki, groty, zespoły budowli, dzieła człowieka, stanowiska archeologiczne oraz cuda dziedzictwa naturalnego: pomniki przyrody, parki narodowe, formacje geologiczne, strefy naturalne.

Jest rok 1978. Pierwszych 12 obiektów zostaje wpisanych na tą prestiżową Listę. Wśród nich 2 w Polsce: Stare Miasto w Krakowie i Kopalnia Soli w Wieliczce. W następnych latach kolejne miejsca o "wyjątkowej powszechnej wartości" trafiają na Listę, coraz więcej państw przyjmuje lub ratyfikuje Konwencję.

Jest rok 2013. Lista liczy sobie już kilkaset miejsc. Po powrocie z Bliskiego Wschodu wpadam na pomysł, by odwiedzić, poznać i utrwalić na zdjęciach jak najwięcej z nich.

Jest rok 2018. Zakładam bloga, by podzielić się z Wami tym, co widziałem...

Na chwilę obecną - po konferencji w Rijadzie we wrześniu 2023 - Lista obejmuje 1202 obiekty (w tym 3 obiekty skreślone), w 168 Państwach-Stronach Konwencji.

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Hallstatt-D/S

...visit № 81...

 

...czyli: o Krainie Soli, masywie Dachstein i najpiękniejszym miasteczku w Austrii...

 

Na początku postaram się krótko i zwięźle wyjaśnić, co znaczą te germańsko brzmiące nazwy w tytule wpisu. Otóż Salzkammergut, zwany również "Krainą Soli", to obszar rozciągający się na pograniczu austriackich landów Górna Austria, Salzburg i Styria, charakteryzujący się stromymirami i krystalicznie czystymi jeziorami. Historycznie region ten stanowił bardzo ważny ośrodek wydobycia soli - eksploatację jej złóż rozpoczęto już w II tysiącleciu p.n.e. Szczególnie bogaty w "białe złoto" był masyw górski, leżący na terenie Alp Salzburskich, a noszący nazwę Dachstein. Uzyskiwane z wydobycia i sprzedaży soli środki dały regionowi zamożność, która przełożyła się na inwestycje w architekturę i sztukę. Szczególnie dotowana była uważana za perłę całej okolicy miejscowość Hallstatt, malowniczo przyklejona do górskiego zbocza nad turkusową taflą Hallstättersee. Ot, i cała tajemnica zestawu nazw Hallstatt-Dachstein / Salzkammergut...

Wiszące nisko chmury nie napawają nas optymizmem, gdy pewnego sierpniowego ranka pędzimy z Margitą przez "Krainę Soli" w stronę Hallstatt. Widoki zza szyby samochodu zapierają dech w piersiach - wokół majestatyczne masywy górskie, a asfaltówka co i rusz prowadzi brzegami licznych w tych okolicach jezior. Krótki postój w trasie wykorzystuję na uwiecznienie okiem aparatu typowego landszafciku, charakterystycznego dla Salzkammergut:

 

     1. Salzkammergut - widok na otoczone masywem górskim jezioro Attersee

 

Nasze plany zakładają w pierwszej kolejności zwiedzenie Hallstatt, nazywanego "najpiękniejszym miasteczkiem w Austrii".  Przed wyjazdem naoglądaliśmy się w internecie wielu jego pięknych ujęć, teraz chcemy skonfrontować te obrazki z rzeczywistością. Okazuje się jednak, że to nie takie proste... J parę kilometrów przed Hallstatt stojące przy drodze tablice świetlne informują nas złowieszczo, że aktualnie wolnych miejsc parkingowych w miasteczku jest ...okrągłe zero. Tu należy wspomnieć, że samochody mogą tylko objechać Hallstatt, bowiem wjazd do centrum mają wyłącznie mieszkańcy i goście hotelowi, posiadający specjalne zezwolenia. Dwa małe parkingi zlokalizowane przy drodze pękają w szwach - nie ma najmniejszej szansy na zostawienie tu samochodu. Musimy szybko podjąć jakąś decyzję...

Na szczęście niedaleko, bo zaledwie kilkanaście kilometrów od miasteczka, znajduje się kolejka linowa, która wwozi turystów na pobliską górę Krippenstein (2109 m n.p.m.). Z punktu widokowego zwanego "5 Fingers" (Pięć Palców) na jej szczycie rozciąga się przepiękna panorama całej okolicy. Postanawiamy z Margitą skorzystać najpierw z tej atrakcji, Hallstatt zostawiając sobie na popołudnie. Zadowoleni z siebie nie zdajemy sobie jeszcze zupełnie sprawy, co nas czeka... Zakup biletu na szczyt to niebagatelny wydatek rzędu 30 euro na osobę. Pal licho cenę, myślimy, widoki nam to wynagrodzą. Trochę martwią nas chmury, wiszące dosyć nisko nad ziemią. Pan kasjer zapytany, jakie warunki widokowe panują na szczycie, odpowiada z szerokim uśmiechem: "perfekt!". Nieco uspokojeni wsiadamy do kolejki. By dostać się na szczyt, trzeba w połowie drogi zaliczyć przesiadkę do innego wagonika. Tu jest jeszcze dobra widoczność. Po kilku przejechanych w górę metrach z przerażeniem obserwujemy, że za chwilę znikniemy w chmurze...

 

     2. Żarty się kończą - wagoniki kolejki znikają w czymś białym i nieprzeniknionym...

 

Na szczycie pierwsza myśl, jaka mi przychodzi do głowy, to uduszenie sprzedawcy biletów niezwłocznie po powrocie na dół. Takiej gęstej i lepkiej mgły jeszcze nie widziałem, jak długo żyję. Widoczność sięga zaledwie 2-3 metrów, reszta to mleko, którego w żaden sposób nie da się przebić wzrokiem. Prawie po omacku brniemy przez opar ledwo widoczną ścieżką prowadzącą na punkt widokowy, robiąc sobie w duchu nieśmiałą nadzieję, że może tam będą lepsze warunki. Po dwudziestu minutach marszu jesteśmy na "Pięciu Palcach" - niestety, tu także nie widać niczego oprócz wszechogarniającej bieli:

 

     3. Dachstein - autor na spowitym mgłą punkcie widokowym "Pięć Palców" na szczycie Krippenstein

 

Mimo zerowej widoczności, Margita stwierdza, że nie ma takiej siły, która mogła by ją zaciągnąć na to żelastwo z kratą zamiast podłogi, wiszące kilkaset metrów nad przepaścią. Ja wściekły do granic możliwości stoję na jednym z "palców", miotając pod adresem mgły określenia ogólnie uważane za wulgarne, dla podkreślenia wagi całej tej sytuacji używając na przemian polskich i niemieckich wyrazów. Po pół godzinie, gdy wszelka nadzieja na zobaczenie czegokolwiek topnieje i zbieramy się do powrotu, staje się cud...

Ni z tego, ni z owego nagły, silny podmuch wiatru w momencie przegania mgłę gdzieś na bok. Naszym zdumionym oczom ukazuje się, jakby zza odsłoniętej kurtyny, przecudny krajobraz gór Dachstein, skąpany w popołudniowym świetle. Dopiero teraz uświadamiamy sobie, jak wysoko jesteśmy. Błyskawicznie łapię aparat i robię kilka zdjęć do panoramy. W samą porę, po niecałej minucie spektakularny widok niknie znowu, spowity w gęstej bieli...

 

     4. Cud się wydarzył - niebiosa obdarowały nas takim widokiem na kilkadziesiąt sekund...

 

Czekamy kolejne kilkanaście minut, jednak mgła nie ustępuje. W drodze do stacji kolejki kolejny silniejszy podmuch wiatru na chwilę oczyszcza okolicę z oparu:

 

    5. Stado owiec pasące się beztrosko pod szczytem Krippenstein

 

Wracając wagonikiem kolejki w dół nagle zostawiamy mgłę za sobą. Okazuję się że chmura spowija tylko szczyt góry... Na przesiadających się w połowie drogi turystów czekają dodatkowo płatne atrakcje w postaci możliwości zwiedzenia pobliskich jaskiń: Lodowej i Mamuciej. Niestety, z braku czasu rezygnujemy z tego. Hallstatt czeka...

Mimo późnego popołudnia oba płatne parkingi przy miasteczku nadal wydają się być zatłoczone. Wystarczy jednak chwilę poczekać, by zwolniło się jakieś miejsce. Ruszamy w wąskie uliczki, w gęsty tłum turystów, głównie Azjatów, którzy szczególnie upodobali sobie Hallstatt. Nic dziwnego - jest tu czym nacieszyć oko, wszystkie przeczytane wcześniej przez nas opinie nie mija się z prawdą. Miasto wyrosło na bogactwie tego regionu - soli. Intensywne wydobycie już dawno się zakończyło, ale pamiątką po tamtych czasach jest udostępniona dla turystów stara kopalnia soli - Salzwelten. Samo centrum swój obecny kształt uzyskało w 1750 roku, kiedy to pożar strawił drewniane domy, a odbudowę poprowadzono w stylu późnego baroku:

 

     6. Hallstatt - trójkątny ryneczek (Marktplatz)

 

Zachowały się zapiski mówiące o romańskim kościele Św. Michała, który istniał tu już w XII wieku. Jednak historia bytności człowieka na tych terenach sięga daleko w przeszłość. W połowie XIX wieku, podczas eksploracji starych kopalń, natrafiono na cmentarzysko z epoki żelaza, zawierające około 2 tysiące miejsc pochówku. Stanowisko archeologiczne wraz ze znalezionymi w grobach mieczami, sztyletami, narzędziami, ozdobami z brązu i glinianymi naczyniami okazało się tak znamienne dla historii, że jeden z okresów archeologicznych nazwano na jego cześć kulturą halsztacką. Inne cmentarzysko, dostępne dla każdego, można dziś oglądobok kościoła pw. Św. Mikołaja. Powstanie miejscowego ossuarium, czyli "kaplicy czaszek", wiąże się prawdopodobnie z brakiem miejsca na przylegającym do świątyni cmentarzu. Niegdyś, po kilkunastu latach od pochówku kości wykopywano, oczyszczano i umieszczano w kaplicy. Na czaszkach atramentem wypisywano nazwisko, profesję i datę śmierci, ozdabiano je też rysunkami kwiatów i liści. Dziś to osobliwe muzeum można zobaczyć - bilet to tylko 2 euro wstępu...

 

     7. Hallstatt - cmentarzyk przy katolickim kościele Św. Michała

 

Centrum jest tak małe, że na zwiedzenie go wystarczą 2-3 godziny. Oczywiście obowiązkowo pobyt w Hallstatt należy zakończyć w miejscu, z którego rozciąga się najbardziej znany, pocztówkowy widok na perłę regionu Salzkammergut:

 

     8. Hallstatt - słusznie uznany za "najpiękniejsze miasteczko Austrii"

 

Wyjeżdżając z Hallstatt, łapiemy się jeszcze na darmowe mycie samochodu. Tunel z jezdnią nagle się kończy, a strumienie wody z wodospadu nad miasteczkiem, targane wiatrem, spadają beztrosko wprost na drogę i przejeżdżające nią pojazdy:

 

     9. Hallstatt - wodospad nad tunelem wjazdowym do miasteczka

 

Krajobraz alpejski Dachstein, część regionu Salzkammergut, to nietknięta skutkami współczesnego rozwoju przemysłowego unikalna kompozycja stromych masywów górskich, krystalicznych jezior i wąskich dolin, skrywających malowniczo położone wioski. Dobrobyt tego regionu od czasów średniowiecznych opierał się na wydobyciu soli, a dowodem prestiżu stała się bogata osada solna - Hallstatt, dziś odwiedzana przez przeszło 2 miliony turystów rocznie, głównie Azjatów. Jej popularność wśród Chińczyków jest tak wielka, że w 2012 roku w miejscowości Huizhou w prowincji Guangdong w Chinach, zbudowano za jedyne 940 milionów dolarów wierną replikę miasteczka, odwzorowując nawet takie szczegóły, jak gatunki kwiatów na parapetach. Oczywiście wywołało to skandal wśród Austriaków, których nikt nawet nie zapytał o zdanie w kwestii Hallstatt "made in China". Proponuję spokojnie zaczekać, biorąc pod uwagę jakość chińskich wyrobów, kopia powinna się w niedługim czasie zepsuć...

 

Pamiątkowy bilet do kolejki na szczyt Krippenstein:

 

 

 

  

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz