...visit № 196...
...czyli: o järnbruk, typowej szwedzkiej hucie żelaza...
Szwedzki okręg Norberg, będący częścią rozległego regionu górniczego Bergslagen, już od epoki żelaza znany był ze swych bogactw naturalnych ukrytych głęboko pod ziemią. Pierwsze poważniejsze próby wydobywania rud metali na szerszą skalę podjęli tu w XII wieku okoliczni mieszkańcy jako uzupełnienie swej działalności rolniczej. Ta część Skandynawii z czasem okazała się idealna dla raczkującego przemysłu hutniczego - liczne złoża rudy żelaza aż prosiły się o eksploatację, rosnące wokół gęste lasy dostarczały węgla drzewnego, a wartko płynące rzeki i strumienie zapewniały siłę napędową dla kół wodnych, niezbędnych w średniowiecznych manufakturach. Przy takiej właśnie bystrej rzeczce Snytenån w XIV wieku pewien osadnik niemieckiego pochodzenia, o wdzięcznym imieniu Engliko, postawił niewielką kuźnię i piec do wytopu metalu z rudy. Miejsce to, nazwane Englikobenning, czyli po prostu "posiadłość Engliko", położone było w samym niemal środku górniczego okręgu Norberg - niedaleko jeziora Åmänningen, w gminie Fagersta, będącej częścią szwedzkiej krainy Västmanland...
Gdy nadszedł Rok Pański 1681, naszego Engliko dawno już nie było wśród żywych, jednak jego dzieło, z różnym skutkiem, kontynuowali miejscowi hutnicy. W tymże to roku odlewnię nabył świeżo upieczony szlachcic Per Larsson Gyllenhöök, po czym najpierw on sam, później zaś jego syn Anders rozkręcili biznes jak się patrzy. W zasadzie można śmiało stwierdzić, że zbudowali hutę od nowa - na początku XVIII wieku założenie składało się już z trzech pieców, tyluż młotów kuźniczych, tartaku, młyna wodnego i drewnianego dworu mieszkalnego. Zdecydowali się również na nową nazwę firmy - Engelsberg, pochodzącą od nazwiska urodzonego w tych stronach szwedzkiego regenta królewskiego i męża stanu Engelbrekta Engelbrektssona, a jednocześnie nawiązującą do historycznego założyciela fabryki Engliko. Interes na początku szedł wyśmienicie - Szwecja była wówczas europejską potęgą, a najwyższej jakości stopy wykorzystywano do wyrobu gwoździ, narzędzi, elementów uzbrojenia, podków i armat dla armii. W 1695 roku odlewni udało się wyprodukować rekordowe 135 ton surowca. Nadwyżka żelaza, ładowana na statki, sprzedawana była z zyskiem na rynkach angielskich i holenderskich. Ale wszystko, co dobre, kiedyś ma swój kres...
Epoka prosperity imperium szwedzkiego powoli dobiegała końca, bowiem Rosja zaczęła całkiem udanie przejmować międzynarodowe rynki handlowe. Dodatkowo warunki pogodowe nie rozpieszczały okręgu Norberg - rzeczka Snytenån niemal wyschła do cna, co spowodowało zatrzymanie produkcji huty Engelsberg na okrągły rok. Właściciele zmuszeni zostali do sprzedaży interesu - nowym nabywcą został Lorentz Niclas Söderhielm, były podpułkownik w armii szwedzkiej, który z powodu ran odniesionych w jednej z bitew opuścił szeregi wojska i postanowił zostać kowalem. Ten okres w historii huty przyniósł gruntowną modernizację wielkiego pieca, czego efektem było pozyskanie w 1767 roku aż 264 ton żelaza. Syn Niclasa, Lorentz Petter, zmuszony był rozbudować znacznie dwór mieszkalny, gdyż niezmierną aktywnością wykazał się zarówno przy wytapianiu rudy, jak i na innej niwie - z dwiema żonami miał łącznie dziewiętnaścioro dzieciaków...
Kolejnym właścicielem fabryki został Anders Hebbe, mistrz kuźniczy z pobliskiego miasta Högfors. Zapisał się w historii jako budowniczy wielu mieszkań dla robotników pracujących w zakładzie. Gdy zmarł bezdzietnie, majątek po spłaceniu innych spadkobierców przejął Gabriel Caspar Timm, siostrzeniec jego żony. W czasie rządów rodziny Timm przetestowano w Engelsberg kilka technologii, które uczyniły odlewnię jedną z najnowocześniejszych w Szwecji - w celu poprawy wydajności powiększono wielki piec, dostawiono kruszarkę rudy i palenisko do jej prażenia, wymieniono dmuchawy i nagrzewnice. Wszystko na nic - coraz bardziej konkurencyjne światowe ośrodki hutnicze doprowadziły w 1890 roku manufakturę do bankructwa...
Gdy wydawało się, że już nic nie jest w stanie uratować zasłużonej fabryki od upadku, na horyzoncie pojawił się szwedzki przedsiębiorca Axel Ax, wielki pasjonat hutnictwa i kuźnictwa. Firma Axel Johnson & Co. nabyła w 1916 roku całe założenie - paleniska ponownie zapłonęły i produkcja ruszyła. Warunki pracy odbiegały jednak od światowych standardów, na domiar złego ceny żelaza spadły, a ożywienie gospodarcze po zakończeniu I wojny światowej okazało się krótkotrwałe. 11 czerwca 1919 roku wielki piec ostatecznie wygaszono. Mimo trudności firma Axel Johnson & Co. jakoś przetrzymała kryzys, a dla jej dyrektora huta cały czas była oczkiem w głowie, choć nie przysparzała żadnych zysków. Axel Ax przeprowadził nawet w 1930 roku remont generalny zabytkowych obiektów. Jego zamiłowanie do tradycyjnego rzemiosła sprawiło, że Engelsberg, jako jeden z niewielu obiektów światowego dziedzictwa, do dziś dnia pozostaje w prywatnych rękach i nadal zarządzany jest przez Fundację Rodziny Ax...
Do odlewni żelaza Engelsberg trafiamy z Margitą i Natalą pewnego lipcowego, niedzielnego popołudnia. Choć o zobaczeniu wnętrz możemy tylko pomarzyć (wycieczki z przewodnikiem są organizowane jednorazowo tylko w niektóre dni tygodnia, w dobie pandemii jeszcze rzadziej i po uprzednich zapisach), to brama w ogrodzeniu otwarta jest na oścież, a teren huty bez przeszkód udostępniony dla zwiedzających. Należy jednak pamiętać, że to własność prywatna - wiele z dawnych budynków jest zamieszkałych i należy ten fakt uszanować godnym i nienatrętnym zachowaniem. Engelsberg nie leży na trasie najchętniej odwiedzanych przez Szwedów zabytków - mimo weekendu na parkingu jesteśmy zupełnie sami, a okolica wygląda na wymarłą...
Oczywiście najbardziej okazałym budynkiem jest ten skrywający wielki piec. Najpierw ruda żelaza, załadowana w wagoniki, wciągana była specjalną rampą na mniejsze paleniska i poddawana wstępnemu prażeniu w celu usunięcia wody i niepożądanych węglanów. Następnie rozdrobniona kruszarką trafiała wraz z węglem drzewnym, transportowanym innym podestem, wprost do wielkiego pieca. Czasem potrzeba było kilku tygodni, by napędzane hydraulicznie dmuchawy rozgrzały piec do odpowiedniej temperatury. W jego czeluściach żelazo wzbogacano węglem, co sprawiało, że stawało się łatwiej topliwe. Surówka przepływała przez otwory w tyglach, po czym krzepła w specjalnych formach. Zważone odlewy przewożono do kuźni, gdzie zostawały poddawane dalszej obróbce, niezbędnej dla uzyskania odpowiedniej jakości stopu.
5. Wagonik wypełniony urobkiem, czekający na wciągnięcie do budynku wstępnego prażenia i kruszenia rudy żelaza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz