Jest rok 1972. UNESCO - organizacja wyspecjalizowana ONZ - ustanawia "Listę światowego dziedzictwa". Mają na nią trafić arcydzieła dziedzictwa kulturowego: zabytki, groty, zespoły budowli, dzieła człowieka, stanowiska archeologiczne oraz cuda dziedzictwa naturalnego: pomniki przyrody, parki narodowe, formacje geologiczne, strefy naturalne.

Jest rok 1978. Pierwszych 12 obiektów zostaje wpisanych na tą prestiżową Listę. Wśród nich 2 w Polsce: Stare Miasto w Krakowie i Kopalnia Soli w Wieliczce. W następnych latach kolejne miejsca o "wyjątkowej powszechnej wartości" trafiają na Listę, coraz więcej państw przyjmuje lub ratyfikuje Konwencję.

Jest rok 2013. Lista liczy sobie już kilkaset miejsc. Po powrocie z Bliskiego Wschodu wpadam na pomysł, by odwiedzić, poznać i utrwalić na zdjęciach jak najwięcej z nich.

Jest rok 2018. Zakładam bloga, by podzielić się z Wami tym, co widziałem...

Na chwilę obecną - po konferencji w Rijadzie we wrześniu 2023 - Lista obejmuje 1202 obiekty (w tym 3 obiekty skreślone), w 168 Państwach-Stronach Konwencji.

wtorek, 27 lipca 2021

Stevns Klint

...visit № 209...



...czyli: o śladach apokalipsy na wybrzeżu duńskiej Zelandii...

Około 66 milionów lat temu, w schyłkowym okresie kredy, gdy na Ziemi niepodzielnie rządziły dinozaury, zdarzyła się apokalipsa. Kometa lub duża planetoida o średnicy 10 000 metrów i masie biliona ton z prędkością 20 kilometrów na sekundę łupnęła w półwysep Jukatan i dno Zatoki Meksykańskiej, wyzwalając energię równą eksplozji 180 bilionów ton trotylu. Asteroida nadleciała prawdopodobnie z kierunku północno-wschodniego, a kąt uderzenia wyniósł około 60 stopni. Był to jeden z najgorszych scenariuszy - zderzenie spowodowało emisję milionów ton związków siarki, które w postaci gęstych i trujących obłoków zablokowały na długo dopływ promieni słonecznych. Gigantyczna fala tsunami spustoszyła wszystkie wybrzeża, wyrzucony w powietrze pył unosił się przez kilka lat nad światem, doprowadzając do drastycznych zmian pogodowych. Fotosynteza została prawie całkowicie zatrzymana, klimat gwałtownie się ochłodził. Nastąpił ostateczny koniec dla wielu gatunków fauny i flory...
Powstanie uderzeniowego krateru nazwanego Chicxulub zbiega się w czasie z okresem, kiedy wyginęło mnóstwo grup zwierząt: dinozaury, pterozaury, amonity, belemnity i większość gatunków jednokomórkowych otwornic. Teoria, według której wymieranie kredowe spowodowane było upadkiem ciała niebieskiego, została po raz pierwszy przedstawiona w 1980 roku przez laureata Nagrody Nobla Luisa Alvareza, profesora fizyki z Berkeley w Kalifornii, który wraz ze swoim synem Walterem oraz grupą naukowców odkrył znaczne ilości rzadkiego metalu irydu w warstwach geologicznych z przełomu kredy i paleogenu. Jako próbka posłużyła mu skała z duńskiego Stevns Klint, gdzie stężenie tego pierwiastka w jednej z warstw było aż 160 razy większe niż w pozostałych pokładach. Badacze zasugerowali, że tak duże ilości irydu zostały uwolnione w wyniki uderzenia i eksplodowania ogromnego meteorytu. Duńskie wybrzeże na wschodzie Zelandii, skąd pochodziła owa próbka, natychmiast zaroiło się od szukających sensacyjnych odkryć geofizyków, paleontologów, geologów, klimatologów, ekspertów od wymierania gatunków oraz wszelkiej maści innych specjalistów, niekoniecznie związanych ze światem nauki...
Stevns Klint to biały kredowy klif, zlokalizowany 63 kilometry na południe od Kopenhagi, górujący 40 metrów nad poziomem wody i ciągnący się 15 kilometrów pomiędzy zatokami Køge i Fakse. W głąb morza rozciąga się tu jasna przybrzeżna platforma skalna, przez co zalewający ją Bałtyk przybiera niesamowitą, malachitową barwę. Dolne, miękkie kredowe warstwy klifu zostały przez miliony lat szybciej wypłukane morskimi falami niż odporniejsze górne wapienie, przez co potworzyły się efektowne skalne przewieszki nad wąską i kamienistą plażą. Biała powierzchnia urwiska idealnie kontrastuje z morską tonią i błękitem nieba. Zwiedzający beztrosko przechadzają się brzegiem, podziwiając widoki i robiąc zdjęcia. Nielicznych wtajemniczonych bardziej interesuje wapienna ściana, a głównie szary pasek, wąski na kilkanaście centymetrów, przecinający mniej więcej w połowie całą długość klifu. Geologowie duńscy nazwali tą cienką warstwę fiskeler (glina rybna), ponieważ zawiera duże ilości zębów i łusek ryb. Tajemnicza ciemna smuga jest czymś niezwykłym - oddziela mezozoik od kenozoiku, jest geologicznym punktem styku okresu kredy i trzeciorzędu, zwanym w żargonie naukowym "granicą K-T". Przede wszystkim zaś ta niepozorna warstwa fiskeler, pełna skoncentrowanego rzadkiego irydu z kosmosu, wyznacza moment, w którym świat dinozaurów stanął w obliczu zagłady...
Malowniczy klif płaskowyżu Stevns jest dziś popularnym celem wycieczek turystycznych, dla których wygody zbudowano obszerny, płatny parking pomiędzy miejscowościami Rødvig i Store Heddinge. Stąd też rozpoczynają bieg piesze szlaki turystyczne wiodące brzegiem urwiska:



    1. Biel wapiennej ściany klifu i stalowy błękit Bałtyku - Stevns Klint w całej okazałości

Dostęp do plaży pod klifem znajduje się obok starego kościoła w Højerup. Sama świątynia pochodzi z XIII wieku i gdy została zbudowana, znajdowała się około 50 metrów od urwiska. Ze względu na ciągłe działanie sił przyrody, krawędź klifu zbliżała się coraz bardziej do jej murów. 16 marca 1928 roku oberwał się ogromny blok wapiennej płyty, wraz z nim w przepaść spadła część kościoła zawierająca prezbiterium z ołtarzem. Od tego czasu opracowano różne środki ochrony wybrzeża, aby zapobiec skutkom nadmiernej erozji.



    2. Stary XIII-wieczny kościół w Højerup, którego chór zawalił się do Bałtyku prawie 100 lat temu

Po stromych, metalowych stopniach schodzę wraz z Margitą i Natalą na wąską plażę, odgrodzoną od morza naniesioną przez fale szeroką, brunatną i obrzydliwie cuchnącą plątaniną gnijących wodorostów. Z bliska można dokładnie przyjrzeć się dolnej, miękkiej, kredowej warstwie klifu, naznaczonej tu i ówdzie ciemnymi bułami krzemienia:



    3. Dolna kredowa część klifu z rzędami krzemiennych buł


    4. Wąska kamienna plaża tuż pod klifem

Nasz spacer po plaży dość szybko zostaje przerwany przez nadciągającą burzę. Nim pierwsze krople deszczu mącą morską taflę, udaje mi się jeszcze zrobić kilka zdjęć tego niesamowitego z punktu widzenia geologii miejsca:



    5. Stevns Klint i doskonale widoczne jego trzy warstwy - twardsza górna, tworząca efektowny nawis skalny, bezpośrednio pod nią fiskeler, czyli cienki pasek pyłu i popiołu osiadłego po uderzeniu asteroidy, na samym dole miękka kreda wypłukana przez fale Bałtyku. W oddali pół kościoła w Højerup


    6. Widok na fragment klifu biegnący na południe...


    7. ...oraz na północ, w kierunku latarni morskiej Stevns

Burza, co charakterystyczne dla bałtyckiego wybrzeża, jak szybko i nieoczekiwanie nadeszła, tak prędko również się kończy. Po opadach nie ma już śladu, gdy za pół godziny wysiadamy pod latarnią morską Stevns, stojącą od 1878 roku na samym brzegu klifu:



    8. Latarnia morska Stevns, tuż obok XIX-wieczny dom latarnika

W sąsiedztwie latarni powstaje centrum dla odwiedzających i niewielkie muzeum, które choć jeszcze oficjalnie nieczynne, jest otwarte na oścież i prezentuje w kilku gablotach skamieniałości pradawnych żyjątek wyciągnięte ze ścian klifu: otwornic, mszywiołów, ramienionogów, amonitów, koralowców, jeżowców, ślimaków, skorupiaków i ryb. Stevns Klint dostarcza aż nadto przykładów z trzech okresów biologicznych tutejszego ekosystemu morskiego - obrazuje istnienie gatunków sprzed uderzenia asteroidy, faunę, która przetrwała masowe wymieranie, a następnie odbudowę świata zwierzęcego i zwiększoną bioróżnorodność, jaka nastąpiła po kataklizmie. 



    9. Skamieniałe organizmy wydłubane ze ścian Stevns Klint, do obejrzenia w powstającym lokalnym mini-muzeum

Choć Stevns Klint leży 10 000 kilometrów od Jukatanu, gdzie 66 milionów lat temu spadła olbrzymia planetoida eliminująca połowę żywych organizmów na Ziemi, pozostaje wyjątkowym świadectwem tego brzemiennego w skutki wydarzenia. To jeden z nielicznych przykładów na świecie, gdzie erozja odsłoniła osady dwóch następujących po sobie epok geologicznych, leżące równiusieńko jeden na drugim. Fiskeler, wąska i ciemna warstwa pyłów i popiołów, rozgranicza te dwa światy - sprzed i po uderzeniu meteorytu w naszą planetę. Jest jednocześnie nekrologiem dinozaurów i amonitów oraz aktem urodzenia dzisiejszego świata ssaków. A jeśli kogoś nie interesuje geologia, wymieranie gatunków czy oglądanie skamieniałości, może po prostu przyjechać i podziwiać naturalne i dzikie piękno klifu Stevns. W promieniach słońca prezentuje się naprawdę bajecznie...


Pamiątkowy bilet z parkingu w Højerup:










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz