...visit № 120...
...czyli: o ojczyźnie bogatych bambrów spod Poznania...
Około 50 kilometrów od Norymbergii, na północnych krańcach landu Bawaria, w granicach historycznego regionu Górnej Frankonii leży Bamberg, jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w całych Niemczech. To swoiste muzeum pod gołym niebem, wyjątkowo szczęśliwie ominięte przez bombardowania II wojny światowej, przyciąga dziś turystów nie tylko swoją bogatą historią, fantastyczną architekturą i niezliczonym mnóstwem zabytków, ale również dobrą kuchnią i lokalnym, dymionym piwem...
Pierwsze wzmianki o Babenberh zaczęły pojawiać się pod koniec X wieku, jako o mieście stanowiącym ważny łącznik pomiędzy mieszkańcami Frankonii a ludami słowiańskimi Europy Wschodniej, głównie z Polski i Pomorza. Już w 1002 roku król Henryk II Święty zdecydował o budowie w Bambergu pałacu i katedry, czego następstwem było ustanowienie tu biskupstwa. W tym czasie powstała również szkoła przykatedralna, znana z nauczających w niej wybitnych humanistów epoki, która przekształcona w 1647 roku w uniwersytet działa do dzisiaj jako słynna Academia Ottoniana. Miasto dzięki swemu położeniu nad rzeką Regnitz szybko stało się ważnym ośrodkiem handlowym średniowiecznej Europy. Prężnie rozwijała się nie tylko część Starówki zamieszkała przez kupców i rzemieślników, ale również położona za miastem dzielnica należąca do ogrodników i producentów wina. Bogactwo obywateli szybko przełożyło się na wygląd Bambergu - piękniały wspaniałe szachulcowe domostwa, budynki użyteczności publicznej i przede wszystkim liczne świątynie, choć miejscowi hierarchowie kościelni wsławili się w pewnym okresie dosyć niechlubnie w historii miasta. Na szczególną uwagę zasługuje tu książę-biskup Johann Georg II Fuchs von Dornheim, który tak głęboko wziął do siebie idee świętej inkwizycji, że dorobił się przydomka "palacz czarownic". Według danych historycznych, do 1632 roku w Bambergu na stosach spłonęło przeszło 300 osób... Niezależne państwo biskupie, które w okresie reformacji pozostało katolickie, istniało do 1803 roku, wtedy to miasto zostało oficjalnie przekazane władcom Bawarii, następnie zaś, po I wojnie światowej, stało się integralną częścią Niemiec.
Dzisiejszą historyczną część Bambergu można podzielić dwojako. Niektórzy, nazywając miasto "Frankońskim Rzymem", podają nazwy siedmiu wzgórz, na których ulokowano w większości średniowieczną zabudowę. Inni zaś powołują się na pradawny układ wpływów, rozróżniając biskupie Miasto na Wzgórzach (Bergstadt), rzemieślniczo-kupieckie Miasto na Wyspie (Inselstadt) oraz rolnicze Miasto Ogrodników (Gärtnerstadt). My zwiedzanie zaczynamy od największego wyzwania w panującym lipcowym upale, czyli mozolnego wspięcia się na wzgórze Domberg, należące niegdyś do dóbr kościelnych. Od samego początku rezydowali tu katoliccy hierarchowie, posiadający rzeczywiste zwierzchnictwo nad Bambergiem. Symbolem tej władzy, oprócz dawnej siedziby biskupiej, jest najważniejsza bamberska świątynia - Archikatedra św. Piotra i św. Jerzego:
Pierwsza drewniana świątynia powstała na wzgórzu już na początku XI wieku, jednak szybko spłonęła, podobnie jak kolejny budynek sakralny, zbudowany na jej miejscu. Stojący do dziś okazały gmach katedry, z czterema charakterystycznymi, ponad 80-metrowymi wieżami, wzniesiono w XIII wieku w stylu łączącym późny romanizm z wczesnym gotykiem francuskim. Zawiera, zarówno na zewnątrz jak i w środku, liczne cenne dzieła średniowiecznej rzeźby kamiennej i snycerstwa. Wnętrze kościoła z trzema nawami, transeptem od strony zachodniej, kryptą oraz dwoma chórami, na pierwszy rzut oka wydaje się surowe i pozbawione przepychu. Jednak kryje prawdziwe skarby: nagrobek fundatorów świątyni Henryka II i jego małżonki Kunegundy, ołtarz dłuta Wita Stwosza, krypty biskupów oraz jedyny papieski grobowiec na północ od Alp, w którym spoczęły doczesne szczątki Klemensa II - dostojnika kościelnego najpierw zasiadającego na arcybiskupim tronie Bambergu, potem zaś na watykańskim stolcu. Stoi tu również jeden z najbardziej tajemniczych postumentów katedry - Jeździec Bamberski:
Nie wiadomo dokładnie, kiedy rzeźba powstała, kto jest jej autorem oraz kogo właściwie przedstawia. W datowanej na XIII wiek figurze ukoronowanego mężczyzny w stroju rycerskim na koniu badacze dopatrują się wizerunku królów Niemiec Konrada III, Henryka I Ptasznika, fundatora katedry cesarza Henryka II lub jego szwagra, króla Węgier Stefana I Świętego. Według innych opinii jest to patron katedry święty Jerzy lub nawet sam Mesjasz, ukazany jako Zbawiciel na białym koniu z Apokalipsy św. Jana. Kim by nie był młodzieniec w koronie, faktem jest, że dzieło uznano za pierwszy od czasów antycznych zachowany do dziś monumentalny posąg konny...
Schodzimy ze Wzgórza Katedralnego, mijając okazałą barokową Nową Rezydencję biskupów, znaną z pokrytej freskami Sali Imperialnej (Kaisersaal). Pierwsze domy z pruskiego muru są niechybnym znakiem, że zbliżamy się do Miasta na Wyspie.
Miasto na Wyspie wydzielone jest od strony zachodniej rzeką Regnitz oraz od wschodu kanałem wodnym, biegnącym aż do rzeki Men. Najbardziej znanym budynkiem, od razu rzucającym się w oczy, jest tu Stary Ratusz, malowniczo usadowiony na środku koryta rzecznego:
Piękny, zabytkowy budynek o ścianach pokrytych wyszukanymi malowidłami leży dokładnie między biskupim wzgórzem a kupiecką częścią miasta, wyznaczając swoistą granicę odwiecznych stref wpływów - miejskiej i kościelnej. Pierwsza wzmianka o Ratuszu pochodzi z 1387 roku, jednak kształt ostateczny przyjął po przebudowie z lat 1461-1467. Jego położenie również nie jest przypadkowe - ponoć biskup nie chciał przekazać obywatelom choćby skrawka ziemi na budowę Ratusza, upatrując w rajcach konkurentów do sprawowania władzy. Sprytni mieszkańcy wbili wtedy drewniane pale w nurt rzeki, tworząc w ten sposób sztuczną wyspę, i na niej wznieśli swój budynek użyteczności publicznej...
6. Strzegący Dolnego Mostu posąg cesarzowej Kunegundy na tle reprezentacyjnego Niebieskiego Domu (Blaues Haus)
Zagłębiamy się z Margitą w wiekowe, wąskie uliczki Starego Miasta. Pod jedną z kamienic naszą uwagę przykuwa większy niż gdzie indziej tłum ludzi. Rychło okazuje się, że jesteśmy przy legendarnym lokalu Schlenkerla, w którym warzy się i serwuje słynne Rauchbier - ciemne piwo wyprodukowane ze specjalnie dymionego i wędzonego słodu. Oczywiście, postanawiam spróbować tego miejscowego specjału, który przez większość turystów, z braku wolnych stolików, jest spożywany najzwyczajniej w świecie, po prostu stojąc na chodniku przed piwiarnią lub siedząc na okolicznych krawężnikach. Po odstaniu kilkunastu minut w kolejce, za równowartość 3 euro otrzymuję półlitrowy pokal, wypełniony brunatnym, pozbawionym piany płynem przypominającym wodę z mętnej kałuży. I jak się za chwilę okaże, prawdopodobnie tak samo smakującym, tylko bardziej gorzko. Podobno, jak mówią mieszkańcy Bambergu, do dymionego piwa trzeba się przyzwyczaić, a dopiero trzeci kufel smakuje naprawdę zacnie. Nie zamierzam moich kubków smakowych, przez lata przywykłych do lagera, wystawiać na tak ciężką próbę...
7. Autor bloga z kuflem dymionego Bamberger Rauchbier przed browarem-restauracją Schlenkerla, pochodzącym z 1405 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz