...visit № 170...
...czyli: o najbrzydszym mieście Francji...
Hawr (fr. Le Havre), położony w Normandii u ujścia Sekwany do kanału La Manche, miał zawsze strategiczne znaczenie jeśli chodzi o dostęp lądowy do Rouen i Paryża. Decyzję o zbudowaniu w tym miejscu portu morskiego podjęto już w 1517 roku, a po rozpoczęciu kolonizowania Ameryki przez Francuzów Hawr jeszcze bardziej zyskał na znaczeniu. W XVII wieku miasto rozwinęło połączenia handlowe z Nowym Światem i Afryką, pod koniec XVIII wieku zaś stało się jednym z czterech głównych portów we Francji. Gdy wyburzono stare fortyfikacje, powiększony został dziewięciokrotnie obszar miejski. Rozwojowi przemysłu towarzyszył przyrost demograficzny - na początku XX wieku Hawr zamieszkiwało już około 190 000 obywateli. Aż nadeszła II wojna światowa...
Końcem lat 30. XX wieku port w Hawrze był wykorzystywany przez armię brytyjską. Po zbombardowaniu miasta w 1940 roku przez Niemców i kapitulacji Francji Brytyjczycy porzucili Hawr. Miasto zostało zajęte przez hitlerowskie wojska, które przygotowywały się do ataku na Anglię. Z tego względu kolejne naloty przeprowadzało już brytyjskie lotnictwo, do którego przyłączyli się później alianci. W efekcie do września 1944 roku Hawr, nieustannie bombardowany z powietrza, został całkowicie zniszczony, po prostu znikł z powierzchni ziemi. Centrum miasta zamieniło się w gigantyczne pole ruin, pod którymi życie straciło przeszło 5000 mieszkańców...
Wiosną 1945 roku francuski rząd powierzył projekt odbudowy Hawru pracowni Auguste'a Perreta. Zwany "ojcem żelbetu" przedsiębiorca i architekt belgijskiego pochodzenia specjalizował się w modernizmie i zastosowaniu konstrukcji żelazobetonowych w projektach budynków. Sporządzona przez niego wizja wzniesionego od podstaw miasta portowego - symbolu odrodzonej Francji - stanowiła przełom w integracji miejskich tradycji planistycznych z nowoczesną technologią, architekturą i urbanistyką. Charakterystyczne było zastosowanie przez Perreta systemu prefabrykacji, siatki modułowej i innowacyjne wykorzystanie betonu. Biorąc pod uwagę warunki glebowe i wysoki poziom wody, zaproponował stworzenie całego nowego miasta na betonowej platformie, usytuowanej około 3,5 metra nad poziomem gruntu. Projekty budynków i otwartych przestrzeni oparł na module siatki kwadratów o boku 6,24 metra. Parcele budowlane wytyczył podobnie, przy pomocy segmentów o 100-metrowych krawędziach, choć ostatecznie niektóre z nich zostały połączone w większe partie. By ludziom żyło się wygodniej, zmniejszył w projekcie przeciętną gęstość zaludnienia z przedwojennego stanu 2000 do 800 mieszkańców na hektar. Budynki, według "neoklasycznego" założenia architekta, miały tworzyć zamknięte zespoły, a ulice przecinające się pod kątem prostym pozostać alejami ocienionymi rzędami drzew. Kilka obiektów, które jakimś cudem uratowały się z bombardowań, postanowił włączyć w tkankę miejską. Gdy w 1964 roku śmiały plan Auguste'a Perreta został ostatecznie sfinalizowany, nowy i niedoceniony jeszcze, powstały z żelbetu Hawr rychło zyskał sobie w wielu kręgach przydomek "najbrzydszego miasta Francji"...
Jak to jest z tym Hawrem, jego brzydotą czy też specyficznym pięknem, postanawiamy z Margitą sprawdzić pewnego lipcowego popołudnia. Samochód zostawiamy na pustawym już parkingu wzdłuż wytyczonego jak od linijki, prostokątnego zbiornika wodnego Bassin du Commerce:
1. Plac Generała de Gaulle przy Basenie Handlowym (Bassin du Commerce)
Zewsząd otaczają nas podobnie wyglądające, kanciaste budynki, usytuowane wzdłuż ulicy. Każdy z nich posiada na parterze ciąg sklepów, lokali usługowych i gastronomicznych, uzupełnionych kilkoma kondygnacjami mieszkalnymi. Wśród monotonii naszą uwagę przykuwa olbrzymia plama bieli. To słynny "Wulkan", kontrowersyjne dzieło modernistycznego brazylijskiego architekta i projektanta:
Piękne miasto. Jedno z lepiej zagospodarowanych miast na świecie.
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę. Choć opinii tej nie podziela zarówno moja żona, jak i zdecydowana większość Francuzów :)
Usuń